21.10.2008

logiki ciąg dalszy

Rozmyślania o sobie samej i własnych przywarach tudzież ułomnościach dają takie rezultaty, jak ostatnio. Czasem jednak poprzez zasłonę egocentryzmu przedrze się coś tak ewidentnego, że nie sposób tego nie zauważyć. Wybije z samozapatrzenia i samoużalania. A takim czymś bywa jawny dowód cudzych przywar i ułomności. I faktycznie tak mi w tych ostatnich dniach owych dowodów obrodziło. A głównie dowodów na cudzą niestałość, niedojrzałość, niezdolność budowania relacji i ogólnie skłonność do rozmieniania się na drobne i skakania z kwiatka na kwiatek.
Nie rozumiem i nie potrafię zrozumieć. Jak można być z kimś blisko, bardzo blisko i to publicznie bardzo blisko, a potem się rozstać i w dwa, trzy tygodnie po rozstaniu zaczynać już być blisko z kimś nowym? Nie potrafię tego pojąć.
Nie rozumiem, jak można za kimś chodzić, "urabiać" go, podrywać i uwodzić, po czym nagle zainteresować się kimś innym i nawet nie mieć wyrzutów sumienia? Tego też pojąć nie umiem.
Tata powiedział: "Wydaj za mąż córkę, a dokonasz wielkiego dzieła,
ale daj ją mądremu mężowi" (Syr 7).
I tak sobie myślę, że może Tata jest bezradny, bo nie ma już nigdzie mądrych facetów?

17.10.2008

szukając logiki

Jeśli chcę być sprawiedliwa; szukać Prawdy, a nie dowodzić własnych prawd; obiektywnie popatrzeć na siebie i własne bycie z ludźmi w świetle tego, w co wierzę, to rozwiązanie moich egzystencjalnych problemów jest proste: sama sobie jestem winna. To fakt: nie pasuję. Nie umiem tworzyć realnych, solidnych więzi, wymagających przede wszystkim realnego spojrzenia na siebie i samoakceptacji.
Wszak człowiek by być Z kimś, musi najpierw sam BYĆ. Mieć własnego bycia mocną niezachwianą świadomość. Nie tylko świadomość faktu bycia, ale również świadomość natury i jakości swego bycia. Jak się tego nie ma, to się nie jest. Albo się jest na pół gwizdka. A takie półgwizdkowe bycie nie może z drugim byciem stworzyć wspólnego BYCIA Z.
I to jest o mnie opowieść. Opowieść o półgwizdku. Może i półgłówku przy okazji? Pytanie, czy to się da wyleczyć, już przerabiałam. Ponoć się daje. Na ogół. Ale chyba już i tak za późno, by owo leczenie przyniosło jakieś konkretne zmiany. Za późno. Przyjdzie się z półprzegwizdanym życiem borykać jeszcze lat ileś. Do wyczekanego końca...

15.10.2008

wszechniepasowanie

Nie pasuje. Nic do niczego. A przede wszystkim ja nie pasuję. Albo do mnie nie pasują. Ludzie, narracje, archetypy. Czy to pycha czuć się tak niepasująco? Pycha, nie pycha, ale takie poczucie boli. Boli gdzieś nawet poza łzami, głębiej niż łzy. Najbardziej w nim boli obawa, że tak już będzie na zawsze. Na lata. I choć czas szybko (czasem za szybko) upływa, jednak przewidywanie długich lat niepasowania pogłębia ból i rodzi lęk. Może ten lęk to wyraz niewiary. Może grzeszę obawą. Ale czy mam prawo wierzyć? Czy upieranie się przy optymizmie jest właściwą drogą? Może raczej świadczy o ignorowaniu rzeczywistości? Może brak realizmu jest większym grzechem jednak?

14.10.2008

zapis choroby

Wczorajszy wieczór w Teatrze Polonia zainspirował mnie, by wrócić do tematyki heroin rosyjskich romansów. Miałam okazję poznać piosenkę "Rebeka" i jej nieprawdopodobny tekst. Spośród rozlicznych zapisów chorób psycho-gynicznych, ten jest szczególnie przerażający. Trwający całe życie sen Rebeki, która kocha człowieka ujrzanego raz w życiu - za takie teksty powinno się odpowiadać przed sądem. To jest gorsze niż sprzedawanie wódki nieletnim. To niemal handel narkotykami.
A ponieważ jestem "na głodzie", ta tematyka odzywa się we mnie wielokrotnym echem.
W przeciwieństwie do tekściarza-dealera, Tata odpowiedział zupełnie inaczej na uświadomiony przeze mnie głód relacji.
Tego samego dnia, gdy pisałam posta o brakach, czytania mszalne mówiły o uczcie. A ojciec Kubiak na Freta wspomniał w kazaniu o "duchowej anoreksji". O tym, że umieramy z głodu siedząc przy uginającym się od potraw stole. A wystarczy tylko się do tego głodu przyznać i wyciągnąć rękę. Wystarczy prosić. Zgodzić się przyjmować zamiast ciągle chcieć tylko dawać.
Przyznaję się więc i wyciągam rękę. Czy coś w tę wyciągniętą dłoń wpadnie?
Tato?

12.10.2008

braki

Człowiek wybrakowany porusza się niezbornie. Jeśli braki są fizyczne, niezborność przyjmujemy do wiadomości bez zdziwienia. Trudniej pojąć związek między niezbornością ruchów innego rodzaju a brakami psychiczno-społecznymi, że się tak wyrażę.
Myślę o tym, że człowiek pozbawiony na przykład poczucia bezpieczeństwa wykonuje różne "ruchy" i podejmuje decyzje nacechowane niezbornością. Obserwuję to sama na sobie, jak dalece moje braki powodują moimi poczynaniami. Głód też jest skutkiem braku i jako taki wpływa na ludzkie postępowanie. Człowiek głodny (odczuwający brak jedzenia) nie postępuje tak jak człowiek syty. Robi co prawda to, co ma robić, ale wszystkiemu, co robi, towarzyszy podskórny głód. Można o nim zapomnieć, ale tylko do czasu. Nadejdzie moment, gdy głód weźmie górę i najpierw zacznie zakłócać, a w końcu uniemożliwi skutecznie robienie czegokolwiek.
Z brakiem relacji i z głodem miłości jest dokładnie tak samo jak z fizycznym wybrakowaniem i z niedożywieniem.
Nie sposób wówczas poruszać się i postępować w życiu mądrze, dojrzale i "zbornie". Co gorsza niezborność ruchów wywołana takim brakiem i takim głodem jest doprawdy irytująca. Nie potrafię sama u siebie jej zaakceptować. I wciąż się zastanawiam, co na to Tata? Czy zechce ułatwić mi "zborne" funkcjonowanie uzupełniając braki i sycąc głód? W jakikolwiek sposób? Czy zechce coś z tym zrobić?

6.10.2008

radar

Mam radar na donżuanów. Dziwaczna to przypadłość i nie wiem, jak się z niej leczyć. W praktyce działanie radaru polega na tym, że jeśli w polu widzenia trafi się donżuan, to natychmiast wpada mi w oko. Zanim jeszcze mój mózg zarejestruje, że właśnie z donżuanem mam do czynienia, podświadomy, instynktowny radar działa i kreuje mi - w sercu czy gdzieś tam - fałszywy hologram obiektu w najpiękniejszych barwach. W efekcie wyobraźnia - lub jakaś inna "władza duszy" odpowiedzialna za takie sztuczki - jest w stanie mi wmówić, że inkryminowany pan jest wrażliwy, delikatny i romantyczny naprawdę. Choć każdy, kto ma odrobinę oleju w głowie, dostrzeże natychmiast, że jest on wrażliwy, delikatny i romantyczny na pokaz. Ale jak widać tego rodzaju "na pokaz" trafia w jakiś czuły we mnie punkt i powoduje całkowity wyciek oleju z głowy. Jakby ktoś przyciskiem wyłączał mi rozsądek. Ostatecznie chyba na tym właśnie polega kobieciarstwo, prawda? Na umiejętności wyłączania rozsądku w kobietach. Zazdroszczę tym, które są na to odporne. Jak one to robią?

1.10.2008

było sobie Miasto

Miasto powstało i rosło. Przeżyło kilka sacchi i znów powstawało i rosło. Jest wielkie wzdłuż i wgłąb. A ludzie tam mówią wszystkimi narzeczami świata. Jest oczywiście brudne. A jeszcze brudniejsza jest rzeka, nad którą leży. Ale to jest Miasto Miast. Nie ma drugiego takiego. Archetyp Miasta po prostu.
Właśnie stamtąd wróciłam. Z lata prosto w jesień. Szarą i chłodną. Z nierzeczywistości i zupełnie odlotowej fantastyczności (której nie zdołał nawet zmniejszyć fakt, że w Mieście na każdym kroku próbują człowieka okraść) w codzienny konkret. W setki niecierpiących zwłoki spraw. W czas tak ciasny, że nie ma w nim chwili na nocne przesiadywanie na schodach hiszpańskich przy winie z kartonu; nie ma w nim chwili na zagapienia, zapatrzenia, zamarzenia.
Czas w Mieście płata figle. Wśród wszechobecnej aeternitas łatwo stracić rachubę własnych lat i poczuć się dużo młodziej. Niebezpiecznie młodo do utraty głowy. Albo dużo starzej. I jednocześnie nie mieć na nic czasu. Czas Miasta ma własny rytm, co łatwo było dostrzec na znakomitej większości zegarów, z których każdy zatrzymał się na innej godzinie. W Mieście nie da się żyć. To Miasto żyje w tobie. I za ciebie. Bierze cię w posiadanie i musisz do niego wrócić, nawet gdy nie wrzuciłeś monety do fontanny di trevi. Nie należy jednak sądzić, że w Mieście jest zawsze miło. Bynajmniej. Zresztą gdyby było zawsze miło, to nie chciałoby się tam wcale wracać. Miasto bywa wredne i parszywe. Najbardziej wredni i parszywi są mieszkańcy Miasta. Miasto utrudnia ci wszystko, co dotychczas wydawało się łatwe. Z drugiej jednak strony ułatwia rzeczy, które gdzie indziej są po prostu niemożliwe.
Piszę enigmatycznie? No pewnie! Kto chce wiedzieć więcej, niech się przejdzie samowtór po nocnych ulicach Miasta z tanim winem w ręku.