31.05.2009

odpowiedzi

Panowie-z-Helpdesku (to jest takie nomen genericum niezależne od płci, tak jak Panie-z-Dziekanatu) udzielili mi następujących wskazówek
1. Read Manual (Rz 4,16-24)
2. Jeśli coś się każe instalować, a potem spowalnia system, to jest to trojan. [Ta odpowiedź nie była zupełnie jasna, ale po przepytaniu innego Pana-z-Helpdesku (który tym razem był kobietą) wyszło na to, że trzeba wywalić trojana, który każe wyłączać podstawową funkcję. Niestety, JAK go wywalić, nie powiedziano].
3. Zastosować aplikację zwaną "sweeper" od historyjki o zamiataczu ulic, który nie patrzył na całą ulicę, jaką miał zamieść, ale na pojedyncze płyty chodnikowe.
4. Przeczytać Manual do innych systemów, może tam się coś znajdzie. Na przykład sugestia, by urządzenia używać nie podejmując prób ustalenia, do czego służy.
5. Ciągnąć za rękaw Konstruktora. Po roku namolności powinien zareagować.

Dziękuję wszystkim Panom-z-Helpdesku za wskazówki. Teraz się zajmę ich wypróbowywaniem.

30.05.2009

pytania do helpdesku

Życie - sztuk jeden. Model już trochę przestarzały, ale jeszcze zdatne. Do czego zdatne? Oto jest pytanie.

Fachowiec w postaci Reverendissimusa każe mi czytać Manual. Nigdy tego nie lubiłam. Manual jest gruby i nie ma porządnego spisu treści. Ani żadnego FAQ. Na dodatek chyba powinnam Go czytać w oryginale. Grecką aktualizację jeszcze jakoś łyknę, ale hebrajskiej wersji podstawowej nie.
No to próbuję czytać Manual, a tu życia coraz mniej. I ciągle nie wiem, do czego ono i po co.

Palącym problemem stało się to, że nie mogę uruchomić nadziei. A właściwie boję się jej uruchomić. Chyba w tym programie siedzi jakiś paskudny trojan i jak uruchomię nadzieję, to rozwali mi procesor. Ale bez nadziei wszystko działa na pół gwizdka.
Odpalać, nie odpalać? Oto kolejne pytanie.

No bo tak. Nadzieja ważna rzecz. Cnota teologalna w końcu. Ale ból niespełnionej nadziei jest po prostu straszny. No i te pretensje do samej siebie: "po co ci to było, idiotko! stara a głupia. najwyższy czas się nauczyć, że wszystko już za tobą i przestać się zachowywać jak naiwna podfruwajka!" Nienawidzę się tak czuć!

Czy jest jakiś sposób uruchomienia nadziei, który nie generuje takich skutków ubocznych? Jak się pozbyć tego trojana? Oto pytania numer trzy i cztery.
Jest tam kto w tym helpdesku?

29.05.2009

de inutilitate

rerum
rerum mearum
mei


p.s. To-Mówię-Ja cytuje Boga. Który mówi ponoć: "nie bój się, to wytrzymasz, a zaufaj mi, że warto". Wytrzymuję resztkami. I pytam: "czy o to Ci chodzi? Po to Ci byłam? Po to zechciałeś mego istnienia? Bym wytrzymywała?" Nieprzekonujące. Nadal nie wiem, po co chciał. Po co jestem?

28.05.2009

the secret

"The secret is not to dream. The secret is to wake up. Waking up is harder."

do To-Mówię-Ja

Komplementy są miłe. I dostaje się od nich tego czegoś. Ale to bywa zdradzieckie, bo utrudnia codzienne wydobycie rozsądku. A jak się poza rozsądkiem nic nie ma, to już lepiej niech będzie bez komplementów. Zimny chów.

27.05.2009

trening

Rozsądek jest nudny. Bywa, że ma się go dość. Ale zdecydowanie lepiej mieć go dość niż za mało. W przeciwnym razie potem boli. Paradoksalnie czasem trzeba ten jakże nudny ale jakże potrzebny towar zdobywać z wielkim trudem. Bywają dni, gdy wydaje się bardziej niedostępny niż papier toaletowy w późnym PRLu. Ciekawam, czy trening uczyni ze mnie mistrza i czy codzienne wydobywanie wystarczającej ilości rozsądku zaowocuje tym, że z czasem będzie się go wydobywało lżej. Póki co łatwo nie jest.

26.05.2009

pociecha

Życie - jakiekolwiek by było - kiedyś się skończy. Sensowne, czy bezsensowne, wartościowe czy bezwartościowe, pełne czy puste, radosne czy żałosne. Bisogna morire.

O come t'inganni
Se pensi che gli anni
non hann'da finire,
bisogna morire.

E' un sogno la vita
Che par si gradita,
è breve il gioire
bisogna morire.
Non val medicina
Non giova la China,
non si può guarire,
bisogna morire.

Non vaglion sberate,
minarie, bravate
che caglia l'ardire,
bisogna morire.
Dottrina che giova,
parola non trova
che plachi l'ardire,
bisogna morire.

Non si trova modo
di scioglier'sto nodo,
non val il fuggire,
bisogna morire.
Commun'è il statuto,
non vale l'astuto
'sto colpo schermire,
bisogna morire.

Si more cantando,
si more sonando
la Cetra, o Sampogna,
morire bisogna.
Si more danzando,
bevendo, mangiando;
con quella carogna
morire bisogna.

La Morte crudele
a tutti è infedele,
ogn'uno svergogna,
morire bisogna.
E' pur ò pazzia
o gran frenesia,
par dirsi menzogna,
morire bisogna.

I Giovani, i Putti
e gl'Huomini tutti
s'hann'a incenerire,
bisogna morire.
I sani, gl'infermi,
i bravi, gl'inermi,
tutt'hann'a finire
bisogna morire.

E quando che meno
ti pensi, nel seno
ti vien'a finire,
bisogna morire.
Se tu non vi pensi
Hai persi li sensi,
sei morto e puoi dire:
bisogna morire.


Tak. Jest w tym jakaś pociecha.

25.05.2009

rodzice

"Każdy ojciec jest zły" napisał kiedyś K. I. Gałczyński. A J. Joyce nawet ostrzej ostrzegał: "Ojciec to zło konieczne."
To mówili faceci. A poza tym to było dawno.
Dziś trafiłam w necie na garść cytatów z wywiadu z Isabelle Caro i potwierdza się tylko myśl, która od pewnego czasu mnie odwiedza: "Matka to zło konieczne."
Nie żebym się chciała kłócić z panami literatami; nie żebym była fanką ojców (taki Frietzl nie jest jedyny, o zgrozo!), ale po prostu miękki terror matek potrafi być równie katastrofalny w skutkach jak ojcowska przemoc.
Wychodzi na to, że rodzina bywa miejscem otrzymywania najgłębszych i najtrudniejszych do uleczenia ran. Dlatego, że człowiek jest wtedy bezbronny. I dlatego, że instynktownie ufa tym dwojgu dużym (ale jakże często wcale nie dorosłym) ludziom. I włos się jeży, gdy się pomyśli, jaką możliwość krzywdzenia dostaje człowiek do ręki, gdy staje się rodzicem. I przerażenie ogarnia, gdy się popatrzy na rozmaitych rodziców naokoło. Dobrzy to białe kruki.

23.05.2009

wszyscy święci stoiccy

wesprzyjcie mnie.
Amen.

p.s. Może jednak się zaprzyjaźnię z tym Markiem A.

22.05.2009

chamstwo i brak empatii

Tym się właśnie popisałam.
Wnioski po:
1. Pamiętać, że po drugiej stronie wydarzenia stoi człowiek i on ma uczucia.
2. Przy największym nawet skupieniu na rzeczach dla mnie ważnych pamiętać, że nie jestem całym światem.
3. Nie zapominać o tym, jak mnie boli, żeby rozumieć cudzy ból.
4. Pilnować granic.

21.05.2009

na linie

Gdzieś między dołem i górą rozpięto linę. Stoję na niej balansując. Mogę spaść w każdej chwili i bardzo chcę poczuć czyjąś podtrzymującą rękę. Ale tymczasem nie czuję. Ale tymczasem nie spadam. Tymczasem nie robię też nic oprócz niespadania. Ale może tymczasem to wystarczy.

20.05.2009

na pytanie

"czy to ma sens?" Ktoś odpowiedział: "musi". Obiecałam, że uwierzę na słowo, bo Ktoś zasługuje na zaufanie. Proszę, jeśli zacznę się wahać, niech Ktoś mi przypomni, że obiecałam.

do zaniepokojonych

Jesteście kochani. To naprawdę niesamowite, że ktoś się przejmuje, pyta sms'em lub na gg, co się stało. Test na Wielkie Serce przeszliście znakomicie! W sumie trzy osoby. Najbardziej mnie wzruszył sms od Miłego Człowieka. Ale co tu dużo gadać: Wasza życzliwość tylko mi więcej łez wyciskała, bo w obliczu takiej dobroci duszący mnie bezsens wyglądał tylko jeszcze bardziej ponuro.
Kochani Dobrzy Ludzie! Informuję niniejszym, że nie stało się nic. Po prostu pewnego dnia miałam za mało siły, za mało odwagi, by zakopać codzienny dół, codzienną pustkę. Nie pomagała muzyka, nie pomagała Mała Mi (znów gdzieś sobie poszła). Nie miałam odczucia, by pomagała nawet Wasza troska. A jednak wiem, że cholernie jej potrzebowałam. Bardzo Wam za nią dziękuję. Jesteście moimi Aniołami.
Obiecuję się postarać. Będę szukać siły i odwagi. Już zaczynam.

19.05.2009

nieczynne do odwołania

czasem muzyka nie wystarcza. drzewa i chmury też nie.

18.05.2009

dziś nieczynne

remanent wykazał manko odwagi

14.05.2009

***

...no to ja chciałabym podziękować... za muzykę... za Lully'ego i Jordi'ego Savalla i za Roberta Alagnę i Astrud Gilberto i za Christinę Pluhar i za Balaguerę. I za Belliniego i anielski głos Eliny Garancy.
...bo to jest chyba najcudowniejsza broń przeciw demonowi acedii; ona musi mieć w sobie coś nadprzyrodzonego; nie znam lepszego dowodu na istnienie Boga niż muzyka.
...no i za drzewa też dziękuję i za chmury i za ptaki; za to, że jak się popatrzy do góry, by nie patrzeć w dół, to jest o co wzrok zaczepić i dokąd sięgnąć myślami.
...i wreszcie za Małą Mi, bo pamięć o niej dodaje mi odwagi. Ilekroć chce mi się po prostu rozpłakać, to myślę sobie, że Mi by się roześmiała tym wszystkim smutkom w nos i dziarsko powędrowała ku własnym horyzontom; stuprocentowo samodzielna, stuprocentowo niezależna, stuprocentowo beztroska.

13.05.2009

Dzisiaj miała być "środa", ale nie było. W winy NFZ. Był jakiś erzac polegający na tym, że w 5 babek poszłyśmy na herbatkę, a potem do parku.
Chwilami czuję się strasznie mądra, bo całkiem sporo już zrozumiałam, przestałam się bać wielu rzeczy i podejmuję różne fajne decyzje. Ale kiedy indziej myślę, że to pułapka i dużo, bardzo dużo jeszcze przede mną. Głównie relacje w ogóle i z mężczyznami w szczególności. A jeszcze główniej dowiedzenie się, czego tak naprawdę chcę. No bo skoro tęsknota za Włóczykijem była w rzeczywistości tęsknotą za mną samą - za Małą Mi, to jakoś wszystko trzeba chyba przewartościować.
Dużą radość czerpię z niektórych znajomości. Chyba pierwszych w moim życiu naprawdę zdrowych znajomości. Nie omotujących, nie uzależniających, takich, które pozwalają normalnie jeść, spać i śmiać się. I kiedy czasem odzywa się we mnie stary nawyk czytelniczki romansów, której brakuje adrenaliny, to coraz częściej myślę, że należy patrzeć na niego jako na nawrót starej choroby. Życie jest bogatsze od literatury. Chyba nareszcie czas w to uwierzyć.

11.05.2009

drugi post tego dnia

Właściwie od rana towarzyszy mi dziwne samopoczucie. Może to niezbyt przespana noc, może zbyt mocna kawa, może atak dawno niewidzianego niedowartościowania. Nie wiem, co. Ale jakiś taki męczący, ćmiący stres. Na dodatek Samprasarany nie ma na skypie, Miłego Człowieka nie ma na gg i trochę nie mam się komu użalić. Robota czeka na zrobienie, a mnie tu jakieś zmęczenie i pustka dopada zupełnie nie w porę. Mam nadzieję, że to jednak tylko somatyczne jest, choć niewykluczone też, że to skutek braku środy. Tak tak, panie dzieju, bo środy nie było już od niemal trzech tygodni!

druga pełnia tej wiosny

Na przełomie wczoraj i dzisiaj odbyło się kolejne spotkanie z Gelliuszem. Umówiliśmy się nawet na następne, które - jak dobrze pójdzie - będzie w szerszym gronie. Ludzie wreszcie wracają z wojaży i od razy robi się od tego weselej. Niektórzy magisterki już napisali i mogą teraz kontemplować zawrotne perspektywy, inni nie. Ale też mogą kontemplować.
Na przełomie wczoraj i dzisiaj była też pełnia. Druga pełnia wiosenna, piękna "że aż ha!" jak mawia pewien Profesor. Słodko się wracało nowymi zakątkami Nowolipek z tą pełnią nad ramieniem, w lekko rozmarzonym nastroju.

8.05.2009

z wierszy odnalezionych


OPOWIEŚĆ O TĘSKNOCIE

o jej głodnych oczach
dłoniach jak konające ptaki
i uśmiechu na skraju goryczy

znamy się z dawien dawna
z tą natrętną boginką
jej śladem zawsze przemyka
niepoprawna nadzieja
co nigdy nie chce zrozumieć
że nikt jej tu nie zapraszał

długie wieczory z tęsknotą
przy filiżance herbaty
nasłuchiwanie na dzwonek
na odgłos pospiesznych kroków
z nadzieją jak pies przyczajoną
w kącie za kręgiem światła
złotego ze starej lampy

długie rozmowy z tęsknotą
która z dnia na dzień się czuła
coraz bardziej u siebie

nadzieja
okazała się bóstwem lunarnym
cyklicznie malała zżerana
przez demona zawodu
tego najbardziej niesytego
ze wszystkich mieszkańców piekieł
lecz ledwie zniknęła w ciemności
wnet odrastała na nowo
jak błogosławiony księżyc
lub głowy potwornej hydry

im dłużej się znamy z nimi
tym krwawiej umiera nadzieja
i tym wygodniej
tęsknota się mości
w starym fotelu

niebawem zabraknie mi herbaty

2.05.2009

wiersz niewiersz

kiedyś, gdy go nie było, (przebywał ponoć na drugiej półkuli)
pisałam o jego nieobecności odmieniając ją przez wszystkie czasy, sama nieobecna;
dzisiaj nadal go nie ma (choć geografia nie ma z tym nic wspólnego)
i pióro nadal rwie się do tonów żałobnych;
tak nauczyłam się patrzeć: wzrok zawieszać w pustce
i boleśnie wyrażać własny horror uacui;
dziś uczę się patrzeć inaczej wyłaniając z niebytu siebie samą -
Julię, która jest Julią niezależnie od cen biletów za połączenia kolejowe z Weroną;
pustka zaludnia się sama, odkąd już się jej nie boję;
jest pełna barw i smaków rozpychających horyzont;
w tym pejzażu zardzewiałą skrzynkę na listy oplotły kwietne powoje i zasłoniły malwy: powolna moc natury jest źródłem prawdziwej nadziei.

Prawie-Małej-Mi walka o byt

Mała Mi nie potrzebuje dużo przestrzeni życiowej, bo jest Mała. Jak powiedział kiedyś K, ona sama do niczego nie jest w tej bajce potrzebna. Ale nie potrzebuje też reszty bajki, bo świetnie się ma sama ze sobą. K nie do końca miał rację. Gdyby nie Mała Mi brakowałoby czegoś istotnego. Jakiegoś spojrzenia z dystansu, z poziomu meta, na wszystko, co się dzieje w dolinie Muminków i w ich głowach. Mi uosabia ten dystans, bo nie jest uwikłana. Dziś się ją widzi, jutro nie, ale wszyscy wiedzą, że gdzieś jest i że tam, gdzie jest, świetnie się bawi. Mała Mi nie tęskni za Włóczykijem i nie odczytuje po raz setny jego pożegnalnych listów. Ona przecież wie, że Włóczykij przyjdzie, gdy będzie chciał i jeśli będzie chciał. A marnotrawić życie na czekaniu - to po prostu głupota.

Wiem już, że dużo we mnie z Małej Mi. Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu mnóstwo osób mi to powiedziało. Osób różnych i z różnych miejsc. No ale moja matka nie była (i nadal nie jest) Mamą Muminka. Mała Mi zupełnie nie mieści się w jej wizji świata i nie jest (mama nie Mi) skłonna tolerować czegoś podobnego. Chyba najbardziej do jej wizji pasowały Paszczaki. Musiałam więc zostać Paszczakiem, choć czasem się czułam jak Filifionka. Wieloletnie nawyki paszczakowskie ("nic tylko organizować i urządzać") nieustannie dają o sobie znać.
Daje też o sobie znać tęsknota, którą brałam za tęsknotę za Włóczykijem. Tymczasem jest to tęsknota za samą sobą. Za Małą Mi, która musiała się zaszyć w najciemniejszy kącik. A że jest mała, to niełatwo ją znaleźć. A że jest niezależna, to nie skusi się jej do wyjścia błaganiami typu "tak bardzo ciebie potrzebuję". Chyba najprościej wywabić ją złością. Bo Mała Mi kocha złość.
Złością na siebie samą.
Za te głupie odruchy organizującego Paszczaka, który tak strasznie chce być potrzebny;
za te głupie odruchy tęskniącego Muminka wpatrzonego w skrzynkę na listy;
za te głupie odruchy spanikowanej Filifionki, która boi się, że nikt już jej nie lubi.
Więc się złoszczę i cieszę z tej złości. Mała Mi nie da się zaszczuć.