22.07.2009

zamykamy

i otwieramy:
http://nietakamalami.blogspot.com/

21.07.2009

zamykamy?

Coś mi się znów ten blog zdezaktualizował.
Nie chce mi się już wlec za sobą całej mojej historii, która nie istnieje.
Należy do minionego, więc niebędącego.
Wraz z remontem mieszkania muszę przeprowadzić remont głowy: sposobu patrzenia i myślenia. I jakoś nie pasuje mi to projektowane wnętrze do niniejszego bloga.
Coś z tym muszę zrobić...

19.07.2009

po upale

Wczoraj, jak było, każdy wie. Zdołałam nawet zaczerwienieć na karku i ramionach. Nie to, żebym się specjalnie wystawiała, bo lubię mieć białą skórę. Ale słońce i tak dosięgło, i tak złapało. Wczoraj był czas intensywnego hic et nunc bez rozszerzania myślowych horyzontów. No może z wyjątkiem zapisania w kalendarzyku, że 24 października Anioł-Nie-Człowiek się żeni. No i fajnie. W ogóle obrodziło ślubami i zaręczynami w tym roku pańskim 2009.
Dziś, jak jest, każdy widzi: chłodno i pada. Dobrze, przynajmniej w nocy nie nalecą ćmy. Balbina siedzi w oknie i wygląda przez moskitierę. I tak zaczyna się ta niedziela: nękającą myślą, że czas wreszcie usiąść do tłumaczenia Duponta. No bo wymówek już nie mam: zakupy remontowe zrobione (przynajmniej wirtualnie), kosztorys opracowany, chata wysprzątana, brudy poprane, nawet lodówka rozmrożona, a za moment również wpis w blogu dokonany do tej listy dojdzie. Nic tylko usiąść i tłumaczyć, póki redaktor jeszcze spokojny i na mój widok za siekierę nie chwyta.

16.07.2009

stery

Dwa lata temu miałam wizję całkowitego puszczenia sterów. Oddania łodzi mego życia Temu_Na_Górze. A sama bym się położyła na pokładzie i gapiła w gwiazdy. Lub szorowała pokład. Co dawałoby ten komfort, że w razie dopłynięcia do niewłaściwego portu wiedziałabym dokładnie, czyja to wina. Bóg jako wszystkiemu winny i ja jako niewinna ofiara Bożego spisku.
Dziś wydarzenia prowadzą do wniosków zupełnie odmiennych. Jakby wzywały do porzucenia lęku i chwycenia steru pewną ręką.
Ale też sobie myślę, że tak naprawdę obie te postawy sprowadzają się jakoś do tego samego. W obu chodzi o maksimum odwagi. O takie maksimum, na jakie w danym momencie mogę się zdobyć. Bycie zimnym lub gorącym. Zimnym i gorącym. Gdzieś się obie te skrajności spotykają i łączą. I jedna oznacza drugą. I obie wydają się równie nieosiągalne dla kunktatorów i asekurantów. Dla mnie. Ale czuję, że może być inaczej. Że nie muszę wędrować utartą koleiną. Że nie muszę trzymać steru tak tylko na pół gwizdka rozglądając się wciąż wokół, komu by tu go oddać na chwilkę. Komu by oddać odpowiedzialność i winę.
Czy się łudzę, gdy myślę, że może być inaczej?

14.07.2009

starszy brat

O tak, jest godny pogardy. Jak każdy tchórz. On jednak nie gardzi młodszym. Nienawidzi go może, ale nie gardzi. Bo mu zazdrości. Został, bo się bał. Ojca, świata, samego siebie. Służy, bo służba ta jest powtarzaniem utartych gestów w starym świecie, w którym od małego zna się wszystkie kąty. Oswojenie tego świata zajęło mu być może tak wiele trudu w dzieciństwie, że teraz opuścić go i popędzić na oślep w nieznane - to przeraża. Więc służy i czeka, aż Ojciec zauważy. Aż Ojciec ten stary świat przebuduje tak, by spełniał marzenia i tęsknoty służącego syna. Służy i staje się sługą. Poniża się, sprowadza do roli niewolnika - on, który jest Synem. Dziedzicem. On, którego zadaniem jest zbudować własny świat. Nie tylko zamiatać stare śmieci w starych kątach. Nie roztrwonić dziedzictwo na prymitywne zachcianki, ale zbudować nowy, własny dom. Dom swoich marzeń. "Synu mój, ty zawsze jesteś ze mną, a wszystko co moje, do ciebie należy." Nie jedno koźlę, ale wszystkie stada, pola i winnice. Nie miej marzeń sługi, miej pragnienia Syna!

Czy o to właśnie chodzi w tej opowieści? Opowieści o trzech ludziach - najbliższych sobie i zupełnie nie mogących się porozumieć?

acedia

Ileż mam dzisiejszego ranka realnych powodów do radości! A jednak one tej radości nie powodują. Coś mi zatruwa myślenie. To ten "tusz w oczach", o którym czasem wspomina XP. Sądzę, że zjawisko to jest skutkiem świadomie pielęgnowanego pesymizmu (bo tym to właśnie jest: pesymizmem, a nie żadnym realizmem).
Pierwsze moje spotkanie z tą "filozofią życiową", spotkanie, które zakończyło się jej przyjęciem (nie przypuszczałam wtedy nawet, jak fatalna może ona być w skutkach) nastąpiło, gdy miałam chyba około 14 lat. Doszłam wówczas do wniosku, że spodziewając się od przyszłości rzeczy dobrych narażam się na rozczarowanie. Spodziewając się złych - rozczarowania unikam (jakże to naiwne!), a w razie czego spotka mnie miła niespodzianka.
Dwa kluczowe dla tej filozofii słowa niosą w sobie truciznę: "zło" i "spodziewanie".
"Spodziewanie" jest skierowaniem wzroku ku przyszłości i nawyk ten sprawia, że ślepniemy na jedyną prawdziwą rzeczywistość zwaną hic et nunc. Co do "zła", jego istoty wyjaśniać nie trzeba, ale kombinacja "zła" ze skupieniem na nieistniejącej przyszłości daje straszliwe rezultaty, nie ma bowiem gorszego zła niż zło futurystyczne. Bo wyobrażeniowe.
Skutki są takie, że nawet w najprzyjemniejszych chwilach nie czujemy się bezpiecznie i tracimy umiejętność radowania się. Stajemy się nałogowymi podejrzliwcami i wciąż spodziewamy się ciosu. Tracimy też umiejętność nadziei i boimy się uwierzyć w dobrą przyszłość. Uwierzenie takie byłoby wszak pułapką, w którą my - rozsądni podejrzliwcy - nie damy się złapać. Nie jesteśmy wszak głupcami - dziećmi nadziei. My wiemy, że cios przyjdzie wtedy, gdy poczujemy się bezpiecznie i dobrze, więc na wszelki wypadek nigdy się tak nie czujemy. Szczęście jest dla nas antraktem między nieszczęściami.
Postrzeganie świata w tych kategoriach prowadzi do fatalistycznego zniechęcenia. Nic dobrego wszak nas nie spotka i nie warto się angażować, zadomawiać i przywiązywać. Żyjmy jak na walizkach, bo zaraz nas z tego chwilowego, złudnego zresztą, błogostanu wysiedlą.
Co w takim świecie napisanym przez demona acedii robi Bóg? Proste: to On jest konstruktorem tych wszystkich nieszczęść. On buduje krzyże, które każe nam nosić. I to jeszcze z wiarą, radością i wdzięcznością. Bo skoro On mówi, że to jest dla nas dobre, to tak właśnie jest. Wszak to On tu rządzi i definiuje pojęcia "dobra" i "zła". My jesteśmy szczurami w Jego laboratorium. Jak będziemy grzecznymi szczurami i pozwolimy z uśmiechem na pyszczkach, by zrobił na nas więcej eksperymentów, to pójdziemy do szczurzego nieba. Ale jak skrzywimy pyszczki z bólu - pójdziemy do piekła.

Oto, czym jest Bóg i świat, w oczach ludzi zatrutych acedią.

Bardzo niedobrze, jeśli człowiek chory na acedię trafi na "lekarzy", którzy za korzeń wszelkiego zła uznali pychę i dlatego wszystko próbują leczyć kuracjami przeciw pysze. Powtarzanie sobie: "jestem do niczego, nic dobrego nie mogę zrobić, mam tylko grzechy, zasługuję jedynie na potępienie" prowadzi wyłącznie do wzrostu acedii.

Jak zatem egzorcyzmować tego demona?

11.07.2009

przed remontem

W pokoju piętrzą się już nie jeden a dwa rodzaje płytek: na podłogę do kuchni i na ściany do łazienki. Jak dobrze pójdzie, to w przyszłym tygodniu wypiętrzą się jeszcze dwa: na ścianę w kuchni i na podłogę w przedpokoju. Dobrym pretekstem, by nie tłumaczyć pamiętników o Sobieskim, jest siedzenie w "ceneo" i szukanie płytek, lamp, włączników, stelaży podtynkowych itd.
Już sobie wybrałam płytę kuchenną i piekarnik do zabudowy, a tu mi nagle Kanclerz Zamoyski powiada, że muszę sprawdzić, czy mam w mieszkaniu trójfazówkę, bo jeśli nie, to płyty elektrycznej nie podłączę. No i plany stanęły pod znakiem zapytania. Znaczy elektryka trzeba by zaprosić i pogadać. Kanclerz odmalował mi też w szczegółach, co się stanie, jeśli pozwolę Panu Mariuszowi skuć ściany i sufit w pokoju w celu założenia siatki, co by na przyszłość farba nie pękała. Dobrze, że odmalował, bo już wiem, że mam Panu Mariuszowi na to nie pozwolić. Może bym nawet mycie ścian i malowanie pokoju zrobiła jeszcze przed pojawieniem się Pana Mariusza, ale w takim razie musiałabym również przed jego pojawieniem się wywalić futryny, bo inaczej nie ma sensu malować. No to kolejny temat do rozmyślań na długie letnie wieczory.

Remontowanie jest cudowne. Naprawdę to lubię. Zwłaszcza fazę wyburzania.
I chyba nie tylko w odniesieniu do mieszkań.

9.07.2009

Henryk Mikołaj Górecki napisał:

„Jak się Dwójkę raz zniszczy, to odbudować się jej nie uda. Ja przepowiadałem, że będzie katastrofa, że przyjdzie hołota. Sztuka nie jest dla chamów, cham nigdy nie będzie jej popierał. A teraz będzie jeszcze gorzej, bo nastał czas sakralizacji chamstwa, jak pisał Mrożek – a ja ciągle to cytuję.”.

alla fiera dell'est

Kolejna niespodzianka ze strony Joyce'a.
Nigdy bym nie przypuszczała, że przy czytaniu Ulissesa pożyteczna może się okazać znajomość uroczej piosenki Alla fiera dell'Est, którą tak chętnie wyśpiewywaliśmy dawnymi czasy wraz z Societas Basilisciana.
Piosenkę można usłyszeć tu:
http://www.youtube.com/watch?v=Ps0O3Z0UUPY
A tak o niej pisze autor Ulisses Annotated, książki, którą wczoraj dostałam w prezencie:
"The chant Chad Gadya ("One Kid"), which closes the second seder. Another cumulative chant, this one ends with the verse: "And the Holy One, blessed is He, came and killed the Angel of Death that slew the slaughterer that slaughtered the ox that drank the water that quenched the fire that burned the stick that beat the dog that bit the cat that ate the kid that father bought for two zuzirn. One kid, one kid." (...) Chad Gadya (One Kid), in outward seeming a childish lilt, has been interpreted as the history of successive empires that devastate and swallow one another (Egypt, Assyria, Babylon, Persia,etc.), The kid, bottommost and most injured of all, is, of course, the people of IsraeL The killing of the Angel of Death marks the day when the kingdom of the Almighty will be establishedon earth; then, too, Israel will live in perfect redemption in the promised Land" (Abraham Regelson, The Haggadah of Passover, A Faithful English Rendering [New York, 1944], p. 63)."

6.07.2009

o Dwójce, demokracji i Epikurze

Pojutrze w jedynym radiu, którego mogę słuchać, zabrzmi tylko śpiew ptaków. Jest to forma protestu przeciw sytuacji, w jakiej znalazła się Dwójka, sytuacji związanej z od dawna już dyskutowanym problemem abonamentu. Perspektywa, że zniknie jedyne prócz netu medium, z którego korzystam, jest przykra. Ale z drugiej strony...
Z drugiej strony nie lubię opiekuńczości państwa i zmuszania podatników, by płacili za coś, za co płacić nie chcą. Jeśli "szerokie koła" - że posłużę się zwrotem znanym z Witwickiego przekładów Platona - chcą chamieć, to niech chamieją przy wtórze Dod, Kazimier Szczuk i innych Kubów Wojewódzkich, albo nawet Powiatowych.
Problem w tym, że mamy - chwała Historii - demokrację. I potem te schamiałe szerokie koła wybiorą schamiałych posłów i w ten sposób chamstwo będzie sobie kwitło, a kulturze przyjdzie sczeznąć.
Mimo oczywistych - w moim przekonaniu - wad demokracji od dość dawna jestem jednak zwolenniczką tego ustroju. Zwolenniczką, to znaczy, że wolę go niż jakikolwiek inny. Czemu niby jakiś monarcha, albo jacyś oligarchowie mieliby ludziom kazać żyć wedle własnych reguł? Niech sobie ludzie żyją, jak chcą. Choćby i po chamsku.
Dość dawno też moją sympatię zdobyła epikurejska idea, by mędrzec żył w ukryciu, niszowo, i by broń Boże nikogo do swej mądrości nie przymuszał. Nawet jeśli demokracja odda władzę chamstwu i ciemnocie, mędrzec zniesie tyranię motłochu, gdyż radość czerpie on z mądrości właśnie, którą może się rozkoszować w swym własnym ogrodzie, a która niedostępna jest schamiałym władcom tego świata. I działa to nawet wtedy, gdy wskutek demokratycznych wyborów ogród mędrca może być tylko wewnętrzny, bo na jakikolwiek inny nie będzie go stać.
Wszystko to jest przekonujące. Ale z drugiej strony...
Z drugiej strony może niejeden człowiek skazany na chamienie przez komercjalne media miałby szansę wejść na ścieżki mądrości i kultury, gdyby parę przyczółków uratować: kilka bibliotek, jakąś operę (niekoniecznie skomercjalizowaną bezmyślnymi udziwnieniami a la Warlikowski), jakąś stację radiową?
Niszowość niszowością, Epikur Epikurem, ale jednak miło by było, gdyby ten ogródek kultury, choćby najmniejszy, był jednak zewnętrzny.
Dlatego żal.

3.07.2009

powrót Stefana D

Po wywołanych przeprowadzką gwałtownych przetasowaniach wśród książek pewnego pięknego dnia stanęłam oko w oko z granatową okładką "Ulissesa". Co więcej Miły Człowiek zwrócił moją uwagę na ten tomik pytając, czy to rzeczywiście jest tak nieczytelne. A ponieważ właśnie skończyłam "Pickwick Papers", pomyślałam, że sprawdzę raz jeszcze, jak to z nieczytelnością "Ulissesa" jest.
W efekcie czytam ponownie tę sławetną powieść i nie przestaję się zdumiewać.
Nigdy bym bowiem nie przypuściła, że do czytania "Ulissesa" może się przydać na przykład podstawowy kurs filozofii scholastycznej. Strumień świadomości Stefana Dedalusa (alter ego autora) jest bowiem nafaszerowany odnośnikami do jego jezuickiego wychowania, oraz bogatą wiedzą historyczną i literacką. Okazuje się, że kilkanaście lat przerwy między pierwszą a drugą lekturą "Ulissesa" może przynieść ogromne zmiany, pod warunkiem że lata owe spędzi się na wzbogacaniu własnej erudycji w odpowiednich kierunkach.
Nie oznacza to, że Joyce stał się teraz dla mnie zupełnie czytelny. Obok niezwykle gęstej treści wciąż podstawową trudnością pozostaje sama forma - ów "strumień świadomości" właśnie, w którym myśli i skojarzenia przeskakują z tematu na temat. Jednak i tutaj fakt, że czyta się tę książkę po raz drugi, ułatwia lekturę.
Nie będę ukrywać, że w tym momencie delektowanie się "Ulissesem" daje mi niemało satysfakcji.

2.07.2009

żeby nie mnożyć komentarzy u DKŚ

No to ja też sobie sprawdziłam, którą linią ZTM jestem. Przyznam, że ten pomysł na quiz bardzo mi przypadł do gustu. Bardziej niż dotychczasowe.

A oto wynik:

"Yo, man. Whazzzuuuuupppp?! Nie znam cie ale fajny ziom jestes. Moze kumplami zostaniemy? "Kumpli" masz sporo. W koncu na tak obleganej trasie jak Goclawek-Okecie o samotnosc raczej trudno. Inni ci tylko zazdroszcza, a ty obnosisz sie wokol ze swoimi znajomymi i imprezowym towarzyskim stylem zycia. Fajne ziomy, co nie? A moze warto pomyslec kim naprawde dla ciebie sa te "ziomy"? Moze jestes dla nich tylko srodkiem, ktory wykorzystuja by ulatwic swoje codzienne zycie, a po przejazdzce nawet nie pamietaja twojego numeru rejestracyjnego..."

Bez obrazy dla ziomów. Wierzę, że wielu pamięta jednak mój numer rejestracyjny.
Co nie zmienia faktu, że jest w tym opisie jakaś trafność: życie jak wieczna parapetówka, ale w zajezdni wciąż samotny tor.