17.09.2008

wypadałoby

Wypadałoby wreszcie coś napisać. Bo ostatni wpis ciągle jest ostatnim i chyba mu się już być tym ostatnim znudziło. Co prawda w jego przypadku jest to również bycie pierwszym. Ale i to się znudzić może.
Ostatni, pierwszy. Koniec i początek. Jak mawiał mistrz Sapkowski: "coś się kończy, coś się zaczyna". Skończyły mi się Siedlce. Nie będzie już jazd busami z Ronda Wiatraczna. Nie będzie udawania historyka, którym nie jestem. Teraz zagnieżdżę się w lesie. Bielańskim. Czyli na tak zwanym "Uksfordzie", na wydziale humanistycznym, w instytucie polonistyki, na kierunku "kulturoznawstwo".
Ale przedtem: Rzym. Ostatnie chwile dogrzewania przed zimą.

Wśród różnych końców odnotowuję z pewną satysfakcją koniec ostatnich powikłań po przykrej dolegliwości zwanej fachowo amor furiosus. Natura przemogła chorobę.
Z pomocą homeopatii. Nigdy nie wierzyłam w tę metodę, ale tym razem, na tę chorobę akurat okazała się całkiem skuteczna. Czytelnikom przypomnę, że zasadą homeopatii jest: "co zaszkodziło, to też pomoże". Czasem działa, mówię Wam!
A poza tym w ostatnich dniach zajmowałam się ankietowaniem wśród krewnych i znajomych królika na temat podrywania i czucia się podrywanym/ną. Zadziwiająca jednomyślność znakomitej większości respondentów wprawiła mnie zaiste w dobry humor.
I na tym poprzestanę na razie. Następny wpis może już z Italii.

1 komentarz:

  1. ale, o zgrozo, ta dolegliwość jest zaraźliwa, bo z Ciebie wyszła, na mnie padła. A raczej tej dolegliwości nagła świadomość:0 Mam ochotę rzucać nożami;)

    OdpowiedzUsuń