30.11.2008

Samprasaranie się podobało

.... pomyślałam więc, że wkleję fragment naszej rozmowy tutaj:

"W piątek byłam na tej Miodowej;

jak zawsze szłam pod rękę z myślą, że moje życie jest przegwizdane, bo już nie zrobię tego, co pragnę...;

to było dla mnie śmieszne wrażenie: wchodzić do Akademii Teatralnej... Całymi latami patrzyłam na ten budynek jak na zaczarowane miejsce;

w którym można zobaczyć naprawdę ludzi zza rampy;

ludzie teatru zawsze mnie fascynowali i zawsze się czułam takim małym pyłkiem w porównaniu z nimi...;

a teraz tam weszłam, wypożyczyłam bez problemu tę Antygonę, wyszłam stamtąd i popatrzyłam sobie na niebo...;

i nagle sobie pomyślałam, że życie jest tak samo niezmierne jak niebo;

że nawet jeśli pewne rozwiązania są już niemożliwe, bo za późńo, to w niczym nie zmienia to faktu, że nadal ma się przed sobą nieskończoność;

bo jak się coś odejmie od nieskończoności, to ona przecież nadal jest nieskończonością..."

28.11.2008

jak podnieść słupki sondażowe

Szanowni Zwiedzający!
You are in the candid camera! Don't smile! Trzy dni temu Samprasarana podłączyła niniejszy blog do maszyny obliczającej, ile osób tu zagląda. Ku naszemu ogromnemu zaskoczeniu okazało się, że przedwczoraj odwiedziło nas 26 osób! Ale Samprasarana podłubała w maszynie i dotarła do szczegółowszych informacji o naszych wielce szanownych gościach. Okazało się, że większość trafiła tu z... GOOGLA! Po haśle "nekrofilia"!
Jak zatem widać wypróbowałam na własnym blogu zasadę marketingową o chwytliwych hasłach.

A poza tym dziś po raz drugi w życiu weszłam w mury gmachu, który zawsze był i pozostanie dla mnie magiczny. Mam na myśli Akademię Teatralną na Miodowej. A poszłam tam jako do jedynego miejsca na ziemi, gdzie można dostać polski przekład "Antygony" Anouilha. No bo przecież - mówiłam sobie - ten przekład musi istnieć. Sama kiedyś w teatrze TV (w dawnych czasach, gdy TV była oglądalna) widziałam tę sztukę z młodziutką Szczepkowską (jeszcze zanim została "tą-panią-co-ogłosiła-upadek-komunizmu") i dystyngowanym Łapickim w głównych rolach Antygony i Kreona. Wciąż mam przed oczami to genialne przedstawienie. A skoro grali i to po polsku, to ktoś to musiał przetłumaczyć. I ten tekst gdzieś musi być. No i jest! W bardzo "user friendly" bibliotece Akademii Teatralnej, pod opieką życzliwych i znających się na rzeczy bibliotekarzy. Czuję, że to nie ostatnia moja wizyta w tym magicznym miejscu.

25.11.2008

nekrofilia

Powoli zbliża się chwila, w której trzeba będzie podjąć jakąś konkretną decyzję co do dalszych poczynań zawodowych. Dziś dał mi do myślenia życzliwy dr hab. mówiąc, że relacja z Homerem to poważne ryzyko. Koleś jest niezbyt monogamiczny. W zasadzie wszyscy go mieli, każdy sądzi, że go poznał, i wszyscy są o niego wściekle zazdrośni. Jeśli więc nie mam solidnych dowodów, najlepiej w postaci kompromitujących zdjęć, że sypiam z Homerem od czterech lat noc w noc, to wszystko, co powiem, zostanie użyte przeciwko mnie. Co innego taki Maurycy de Sully. Fakt, że dużo mniej atrakcyjny. Gdzie mu do tego ciacha - Homera! Ale za to będę jego jedyną. Żadnej konkurencji! Nikt mi nie przyszura, bo nikt go nie zna. Nawet życzliwy dr hab. Wszystkie więc auspicia (nawet to, że jednak - nie da się ukryć - w łacinie poruszam się swobodniej niż w grece) wskazują na Maurycego.
Ciekawe, że ta alternatywa (poligamiczny przystojniak contra wierny nieatrakcyjny) dotyczy w równej mierze żywych co martwych facetów...

24.11.2008

Pacanowów wbród!

Obrodziło tym światem okrągłym i pięknym i miejscami do zwiedzania i ludźmi do towarzyszenia w drodze. Zanim dojdzie do Hiszpanii, to jeszcze jakaś Turcja woła minaretami Drugiego Rzymu i wybrzeżem jońskim. I jakoś inaczej zupełnie się czyta Dzieje Apostolskie na seminarium do Janisza, kiedy sobie Matołek pomyśli, że może już niedługo te wszystkie miejsca zobaczy na własne brązowe oczy. A na tych wszystkich szlakach oprócz historii - ludzie. Nowe twarze, do których można się uśmiechać. I dalej sumować kolejne niedokładne dane (bo tak na niekozi rozum to wszystko nadal jest bez sensu) ufając, że gdzieś w jakimś Ostatecznym Rachunku wyjdzie z tego dokładna suma.
Bilet lotniczy do Konstantynopola z przesiadką w Zurichu (i 12 godzinami oczekiwania - jeszcze nocny Zurich zwiedzę!) kosztuje niecały tysiąc. Zaczyna mi się to podobać.

23.11.2008

Pacanów OLE!

Wygląda na to, że najbliższy Pacanów ma szansę być w Hiszpanii. Idąc za dobrą radą dobrego człowieka, postanawiam odrobić lekcję z dzieciństwa i zacząć żyć i robić głupie rzeczy TERAZ, skoro ich nie robiłam, gdy była na to pora. Łatwo powiedzieć "rób głupie rzeczy"... Ale mnie nic odpowiednio głupiego jakoś nie chciało przyjść do głowy. No ale od czego są przyjaciele? Już mam ofertę bardzo szalonej wyprawy do Monserrat. Autostopem przez pół Europy.
Swoją drogą do tańczenia flamenco podkowy byłyby w sam raz....

19.11.2008

no to jak z tym Pacanowem?

Anioł Karol napisał mi na skypie: "Po co Ci ten Pacanów? Przecież to ściema jest. Tam wcale kóz nie kują." A gdyby nawet kuli, to po co kozłu podkowy??
No tak. Jeśli tak postawić sprawę, to faktycznie frajer z tego koziołka. Zamiast siedzieć na koziej rzyci w Koziej Wólce, wyrusza w świat, żeby dać się podkuć. Po kiego grzyba?
Ponoć inne kozy uznały, że trzeba kogoś wysłać, kto by sprawdził, czy to dobrze mieć podkowy. No i frajer Matołek zgłosił się na ochotnika.
Mamy zatem opowieść o kimś, kto podejmuje się wędrówki do określonego miejsca i w określonym, ale jednak GŁUPIM celu. Na dodatek idzie do tego miejsca drogą wielce - mówiąc bardzo oględnie - okrężną. A jak już tam dochodzi, to okazuje się, że w tym miejscu i tak tego celu (wbrew plotkom) osiągnąć się nie da. I nie wiadomo, czy się cieszyć z tego, że się w końcu doszło do Pacanowa, czy biadać nad tym, że tam nikt kóz nie podkuwa. A może cieszyć się, że nikt kóz nie podkuwa, bo przecież to idiotyzm, żeby koza nosiła podkowy...
Spiętrzenie bezsensowności i paranoi.
Tyle że gdyby nie ten durny nieprawdziwy cel (pierwsza pomyłka), kozioł nie wyruszyłby do Pacanowa, gdzie i tak ten cel jest nieosiągalny, ale on o tym nie wie (druga pomyłka) i nie zabłądziłby do Chin, Ameryki i na księżyc (trzecia pomyłka), a tym samym zamiast zostać Najsłynniejszym Koziołkiem W Literaturze Dziecięcej, byłby całe życie anonimową kozą siedzącą na anonimowej rzyci w anonimowej wólce....
No to w końcu jak z tym Pacanowem?

Może jednak wieszcz miał rację: "w życiu nie ma nic oprócz życia". I nie o podkucie i Pacanów chodzi, ale o to wędrowanie właśnie? O to spiętrzenie bezsensownych paranoidalnych pomyłek, które daje "dokładną sumę niedokładnych danych"?

14.11.2008

wiedźmy i matołki

Kiedyś na skypie dałam sobie taki opis: "wiedźma do usług". Wywołałam tym sporo ciekawych reakcji. Większość uznała, że źle robię wymyślając sobie od wiedźm. A ja o takiej etymologicznej wiedźmie myślałam... o takiej, która "wie". Co to w baśniach występuje, rad udziela... Stara, mądra. Ale niektórych to i tak nie przekonało. "Jesteś księżniczką" mówili "a nie żadną wiedźmą."
No nie wiem, nie wiem. Bo oto znów rozmawiam z kimś o jego życiu, o jego uczuciach i jego obawach (nie ze mną oczywiście związanych). I staram się jakoś wesprzeć, dodać otuchy. No jak tak wiedźma zupełnie. I szczerze to robię: chcę, by ludzie, których darzę życzliwością, zdobywali swoje szczyty, budowali swoje szczęścia. Tylko tak między wierszami odzywa się cichutki głosik: "a ja? a co ze mną?"
Może jednak prawdziwa wiedźma nie powinna zadawać tego typu pytań.

Inna rzecz - jak się tak sobie dobrze przyjrzę - to może faktycznie "pretensji do wiedzenia wiele", że sparafrazuję wieszcza (... więc się na pretensjach kończy, a nie kończy się w kościele...). Gdzie mnie do wiedźmy? Do wiedzącej? Czy ja mam jakieś doświadczenie? Pasmo sukcesów? Czy ja mam jakieś nadmierne pokłady otuchy, by ją innym wlewać? Czy ja w ogóle coś o życiu wiem?
Ja przecież matołek jestem, a nie żadna wiedźma...
Ot taki:

"Rzekł do siebie: "Niech wprzód spyta,
Ten, co w drogę się wybiera!"
Więc z powagą wielką wkroczył
Do księgarni Gebethnera.
Tam go pięknie przywitali,
On zaś wszystkim podał łapę
I powiada: "Niech panowie
Jakąś mi pokażą mapę".
Gdy mu wszystko objaśnili,
Kozioł, ucieszony wielce,
Zapamiętał, że iść musi
W stronę, gdzie jest miasto Kielce.
Lecz gdy wyszedł na ulicę,
I gdy ujrzał ludzi mrowie,
Wszystko mu się poplątało
W jego biednej, koziej głowie..."

I w efekcie zamiast w pociąg jadący do Kielc, wsiadł w taki, który jechał do Zakopanego...
I to jest moja historia...
Więc niby jakim cudem matołek miałby być wiedźmą...

Czemu w takim razie życie nawiewa mi ludzi do wysłuchiwania, wspierania, wlewania otuchy?
Nie żebym się skarżyła, broń Boże! Nawiewa mi też takich, którzy wysłuchują, wspierają i wlewają... To nawet zrozumiałe, bo matołki bez takich ludzi daleko by nie zaszły. A już na pewno nie do Pacanowa.
Ale na odwrót? Czyżbym mogła komuś coś dać? Czy może tylko pycha mi takie myśli podsuwa?

A matołek jednak doszedł do Pacanowa. Co prawda nie podkuli go tam, bo okazało się, że to niezupełnie o to chodzi:
"Wtem się zbliża pan profesor
I tak mówi: - "Próżne żale!
W Pacanowie kóz nie kują,
Lecz się Kozy zwą kowale.
Jest tu kowal Maciej Koza,
Jan i Wojciech, dwaj bratowie,
Stąd na świecie powiadają:
Kują Kozy w Pacanowie"
Jęknął kozioł i tak płacze:
"Jakiż to Matołek ze mnie!
Tyle wycierpiałem trudów,
I to wszystko nadaremnie!"
Wtedy jeden stary człowiek
Dłoń na głowie mu położył
I rzekł: -"Po co ci odmiany?
Tak żyj, jak cię Pan Bóg stworzył."

No i chyba nic tu dodać... nic tu ująć...
Ale żeby na odpowiedzi na podstawowe egzystencjalne pytania znajdować w "Koziołku Matołku"....

4.11.2008

baśniowo

Marzenia małej dziewczynki o pięknej sukni, balu na królewskim dworze i o niekończącym się walcu (Czajkowski lub Szostakowicz. Ewentualnie Strauss) z najprzystojniejszym księciem świata. I o bezgranicznym zachwycie w oczach tego księcia.
Głupie, prawda? A może jednak nieprawda... Może wcale nie głupie. Albo jeszcze inaczej: może i głupie, ale tak autentyczne, że niemal tożsame z ową małą dziewczynką.
Bo te marzenia wielkie są. Niezmierne tak naprawdę. Nie ma takiego pałacu, takiej sukni (i takich pantofelków - bo nie dość że muszą być śliczne i wygodne do tańczenia, to na dodatek szklane!) i takiego księcia na ziemi. Tu, gdzie wszystko jest ograniczone i przemijające, niemożliwy jest bezbrzeżny zachwyt w cudzych oczach. Tu, gdzie wszystko jest śmiertelne, zawsze kiedyś wybije północ.
Więc może dopiero Tam, gdzie wieczyście trwa ten kwadrans przed dwunastą, będzie i bal i królewskie pałace i Książę z rozkochanym wzrokiem. I może właśnie o to chodzi w tych baśniowych marzeniach. O prawdę najprawdziwszą.
I tylko na jedno liczę, a nawet się tego domagam. Jak już Tam będę szła, to chóry niebieskie mają mi zagrać walca! Czajkowski i Szostakowicz. Ewentualnie Strauss.

3.11.2008

wypatrywanie

Z moich dzisiejszych komunikacyjnych zadumań (kręcących się oczywiście wokół mnie samej jak na egocentryczkę przystało) wynika, że może chodzi jeszcze o coś innego. Pustka jest wszak nieodłącznym elementem ludzkiej kondycji. Sensowniej byłoby ją oswoić, przytulić. Bo tylko ona towarzyszyć nam będzie do końca. Wierna samotność.
A w niej - w tej nicości - ślady nieuchwytne, które uchwycić trzeba. Żeby żyć.
Ślady wiecznej Obecności. Tyle, że ja ich ciągle nie widzę. Ciągle tylko pustka pustką zieje. Nie wiem, jak szukać. Jak wypatrywać. Czuję, że gdybym znalazła, gdyby nicość zaczęła układać się w Oblicze, to wszystko zaczęłoby wyglądać inaczej. I można by wtedy naprawdę własne życie - takie jakie jest - przytulić. Więc może kiedyś jakoś znajdę? I "powołanie do samotności" okaże się mieć sens?
Oby....

2.11.2008

kolej z Werony wciąż za drogo

I pewnie jeszcze zdrożeje, bo mamy wszak kryzys...

Co na to Tata?
Tato, zrozum: potrzebuję jakiejś odpowiedzi! Czego mam szukać? Czy pustka i ból to "moja dola", którą mam przyjąć bez szemrania i czekać na lepszy los po Tamtej stronie? Licząc na to, że czas szybko leci, więc wędrówka nie potrwa długo?
Czy mam jednak walczyć o pragnienia serca? I zostać siedemdziesięcioletnią staruszką "pełną nadziei", bo dla Boga nie ma nic niemożliwego?
A może te pragnienia są złe? Może te wszystkie "autorytety", które twierdzą inaczej, się mylą? Może zatem agere contra i na pustynię? Włosienica i brak higieny - czy tymi metodami można zwalczyć tęsknotę za bliskością?

A ta kolej z Werony to chyba na dodatek strajkuje....