16.08.2008

Byliśmy w Sokołowie, by świętować zaległe już nieco urodziny Gochy. Jubilatka dostała naszą zapałczaną twórczość i nie miała w zasadzie żadnych trudności z odgadnięciem, że tę "wielką megalomańską wieżę" na brzegu makiety postawiłam ja. Trzeba mi nad tym pomyśleć, bo megalomanii nie lubię. Siebie też za bardzo nie lubię z kilku powodów. Jeśli mam do tego dodać jeszcze megalomanię, to mi już chyba żadna terapia nie pomoże i znienawidzę siebie na dobre. Sokołowski piątek minął mi w towarzystwie dwóch uroczych par. Cieszyć się należy, że się ludzie tak pięknie dobierają i życzymy im żeby to piękno trwało, bo jest dobre.
Gorzej z szukaniem piękna we własnym życiu. No i z tym, że już zupełnie nie wiadomo, kogo winić za jego brak. Jakoś nie mam serca, by winić Tatę, bo przecież tyle wysiłku włożyłam i nadal wkładam w to, by wierzyć, że On mi dobrze życzy. A może nie ma sensu szukać winnych. Po prostu czasem "tak się życie układa". Bezosobowo.
Zwrócono mi uwagę, że ostatnio znów wpadłam w kanał zbędnego rozdyskutowania. No fakt. To objaw "starego człowieka". Z braku bodźców tektonika serca nie daje o sobie znać żadnymi wstrząsami i znów zaczynam zastygać. Z braku sytuacji lakrymogennych robię się wysuszona, a objawem tego jest ucieczka w wirtualne polemiki. Z tego wniosek, że muszę sobie znów popłakać.... najprościej to zrobić czytając Makuszyńskiego :) Na przykład:

"Serce można znaleźć wszędzie. Serca ludzkie kwitną jak bezpańskie kwiaty na łąkach. Miłość ludzka unosi się w powietrzu. Przyjaźń prosi słodkim głosem, by ją wziąć i przycisnąć do piersi. Musi jednak to być zamiana uczciwa: serce za serce, miłość za miłość, przyjaźń za przyjaźń."

1 komentarz:

  1. ej, z tą wieżą to był żart - megalomaństwa się w Tobie nie dopatrzyłam, dlatego sobie na niego pozwoliłam :)

    OdpowiedzUsuń