6.08.2008

No i nadeszła środa. Jak zwykle po wtorku. Niebo zaciągnęło się malowniczymi chmurami i trochę zapominam już o lecie. Wczoraj w "Orsay" widziałam fajne kurteczki, takie cieplejsze, i poważnie zastanawiałam się nad kupnem jednej w kolorze ceglastym. Grawitacja rejonów kurtek i płaszczy jest odwrotnie proporcjonalna do temperatury. Banalne odkrycie, prawda?
A przecież mamy sierpień i tłumy pielgrzymów wędrują na Jasną Górę. Mokną i marzną biedacy. Choć pamiętam, że jako dziecko zdecydowanie wolałam na pielgrzymce deszcz niż upał. Zwłaszcza gdy się przechodziło przez pustynny odcinek od Nowego Miasta do Różanny (Różannej?). Ci, którzy wyszli dziś, będą tamtędy szli pojutrze.
Ja tymczasem dostałam radę, by z prostotą pytać Tatę: "co chcesz, bym zrobiła?". Pytam więc. Co chcesz, bym zrobiła, Tato? Kim chcesz, bym była? Czym chcesz, bym wypełniła moje życie? Ta kłoda drewna, która przede mną leży, czym ma się stać? Mam pytać i czekać na odpowiedź. I pytać i czekać. Spróbuję.
A kolejne dnie płyną sobie niby to leniwie. Jakby się nigdzie nie spieszyły, wolniutko. Ale to pozory, bo wystarczy na moment spuścić je z oka, a one już znikają za horyzontem i czasu robi się mało, oj mało, a tłumaczenie książki o czytaniu rękopisów leży odłogiem i sumienie zaczyna mnie gryźć. Ale to dobre gryzienie. Doskonale mi znane i wiem, jak sobie z nim poradzić. Czuję, że znów znalazłam się w oswojonym świecie, gdzie każda reakcja mojego organizmu jest łatwa do kontrolowania. Z pamięci trochę odchodzą dni totalnego zamętu. Powoli wraca jakiś spokój. Trzeba się nim nasycić, nacieszyć, wykorzystać go maksymalnie (głównie do tego, by jednak posunąć naprzód tłumaczenie), bo już niedługo spokój pryśnie, gdy zamęt znów powróci. A może tym razem nie? Może uda mi się tak serdecznie ów spokój ogarnąć, wchłonąć w siebie, że żadne zewnętrzne zmiany konfiguracji, żadne powroty, nie zdołają już nim wstrząsnąć?
Nie wiem, czy mogę na to liczyć. Tak naprawdę nie wiem nawet, czy powinnam do tego dążyć, patrząc na całkiem pozytywne owoce dotychczasowych wstrząsów.
Myślę, że to też - tektonikę mojego serca - muszę powierzyć Tacie. Jeśli chce, by kolejne trzęsienia prowadziły do odsłaniania się nowych warstw kardiologicznych, niech tak będzie. Wiem na pewno, że to, czego Tata nie chce, to kolejna epoka lodowcowa. I chwała Mu za to.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz