4.11.2008

baśniowo

Marzenia małej dziewczynki o pięknej sukni, balu na królewskim dworze i o niekończącym się walcu (Czajkowski lub Szostakowicz. Ewentualnie Strauss) z najprzystojniejszym księciem świata. I o bezgranicznym zachwycie w oczach tego księcia.
Głupie, prawda? A może jednak nieprawda... Może wcale nie głupie. Albo jeszcze inaczej: może i głupie, ale tak autentyczne, że niemal tożsame z ową małą dziewczynką.
Bo te marzenia wielkie są. Niezmierne tak naprawdę. Nie ma takiego pałacu, takiej sukni (i takich pantofelków - bo nie dość że muszą być śliczne i wygodne do tańczenia, to na dodatek szklane!) i takiego księcia na ziemi. Tu, gdzie wszystko jest ograniczone i przemijające, niemożliwy jest bezbrzeżny zachwyt w cudzych oczach. Tu, gdzie wszystko jest śmiertelne, zawsze kiedyś wybije północ.
Więc może dopiero Tam, gdzie wieczyście trwa ten kwadrans przed dwunastą, będzie i bal i królewskie pałace i Książę z rozkochanym wzrokiem. I może właśnie o to chodzi w tych baśniowych marzeniach. O prawdę najprawdziwszą.
I tylko na jedno liczę, a nawet się tego domagam. Jak już Tam będę szła, to chóry niebieskie mają mi zagrać walca! Czajkowski i Szostakowicz. Ewentualnie Strauss.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz