Zrobiło się lżej. Nie wiem od czego, ale wyraźnie lżej. Może to tak na zachętę, żeby kontynuować zaczętą w środę nową drogę. Znów powtarza się to niezwykłe, przed paroma laty odnotowane wrażenie zmieniania skóry. Jak wąż. I to stare, które ze mnie schodzi i zostaje w tyle, to już nie ja. Ja już zaczynam być gdzie indziej. Więc jest lżej bez tej starej skóry, bez starych przywiązań i uwikłań. Bez starych głupich oczekiwań. One zamykały świat z przodu, zakotwiczały moje życie w jakiejś przestrzeni, która wydawała się ostateczna. Teraz cumy się pourywały i dryfujemy. I jest lżej. Ciekawe też są powroty. Pijana historia, która się zatacza i wraca po własnych śladach. Napotykani w tej nowej rzeczywistości dawni ludzie. Dawni a nowi. To przez tę nową skórę. Jakby widziani nowymi oczami. Kiedyś się do nich cumowałam. Dziś jestem wolna. Mogę pomachać im chusteczką i dryfować dalej.
Zrobiło się spokojniej. Powierzchnia wody gładsza. Od razu więc widzi się lepiej, mniej mętnie. Pytania o sens pozostają. Pytania o cel i powód. Dlaczego tak? Dlaczego tu? Dlaczego ja? Ale otuchy dodaje spojrzenie wstecz: na tamte czeluście mroku, które już za mną. Skoro tyle przeszłam i wyszłam cało; skoro takie bitwy stoczyłam zwycięsko, to znaczy, że mam więcej siły, niż kiedykolwiek sądziłam. Zrobiłam naprawdę trudne rzeczy. Przeszłam naprawdę długą i ciężką drogę. Mam blizny. Ale żyję i wiem, na co mnie stać. Co nas nie zabije, to nas wzmocni. Wciąż nie wiem, na co ta siła. Oto znów pytanie o cel i powód. Na razie musi zostać bez odpowiedzi. Na razie ważne, że oddycham swobodniej.
A dziś nawet na momencik przyszło takie coś. Jakby podobne trochę do Radości. Dawno nie widzianej (o ile w ogóle kiedykolwiek miałam okazję spotkać tę Damę, bo czasem myślę, że to były tylko Jej kiepskie sobowtóry). A teraz przebiegło toto, oko puściło. Jak mały promyk w duszy. Czyżby Obietnica? Nie! Nie chcę tak myśleć. Nie ma obietnic.
No, dobra. Jest jedna. Ważna i wielka. Tak wielka, że ani jej zobaczyć, ani poczuć nie mogę. Wierzę, że prawdziwa, że On naprawdę jest z nami po wszystkie dni, aż do skończenia świata. Ale czy czuję się przez to lepiej? Czy wędruje się łatwiej? Nie wiem. Łatwo nie jest. I nie ma być. Tego nie obiecywano. Ani żadnej innej rzeczy z tych, których bym chciała. Wolę więc pamiętać, że obietnic nie ma. Jest tylko droga. I wybory nie do uniknięcia, bo niepodejmowanie wyboru też jest wyborem. I czas, którego coraz mniej.
Ale to dobrze, to bardzo dobrze, że lżej i spokojniej się dryfuje choć przez chwilę.