30.03.2009

uśmiech bez kota

"Widywałam już koty bez uśmiechu, ale uśmiech bez kota widzę po raz pierwszy w życiu" powiedziała Alicja, gdy Cheshire Cat zniknął pozostawiając tylko swój uśmiech zawieszony jak księżyc w gałęziach drzew.
Każdy taki księżyc - taki jak dzisiejszy - kojarzy mi się z tą sceną. Mamy więc księżyc, uśmiech i kota - trzy cuda stworzenia. Absolutna magia, absolutna czułość, miękkość i ciepło. Niebo bez księżyca, dom bez kota, twarz bez uśmiechu tyle tracą!

27.03.2009

na humorek

Jak kto wrażliwy na piękno polskiej mowy, lepiej niech nie zagląda. Ja zajrzałam i nawet nie sądziłam, że coś mi może tak szybko humor poprawić:
http://www.wykop.pl/ramka/73832/ile-kupic-kwiatow-dziewczynie
Nie z myślą o poprawie humoru zaglądałam albowiem, ale na fali irytacji.
No bo co to za pomysł, żeby MNIE facet pytał, ile ma kwiatów dać kobiecie! A skąd ja mam niby wiedzieć takie rzeczy? Czy mnie ktoś kwiaty daje?
Nie no... dobra. Czasem się trafi. Na urodziny na przykład. Albo na dzień kobiet - od mojego szarmanckiego kuzyna Grzegorza. Ale, jak się wszyscy domyślają, nie o urodziny i nie o dzień kobiet idzie. Wujek Gógiel na pytanie o liczbę kwiatów wyrzucił między innymi powyższy link. Normalnie boki zrywać. Na początku przynajmniej, bo dalej to już zwykła wulgarna sieczka bez treści.
Zachwyciła mnie zwłaszcza rada: "chryzantemy w doniczce najlepiej z szarfą".
To jest kolejny rodzaj kwiatków, na które mam jeszcze szansę się załapać.

25.03.2009

Dzisiejsza Środa była zaskakująca. Głównie pogodą. Te przejścia z chłodu w ciepło, ze śnieżnej zadymki w wiosenne światło; to szaleństwo szarości i złota nad rzeką; te płaty śniegu na kopułach cerkwi osłonecznionej wręcz teatralnie. Obrazy były tak piękne, że chwilami dochodziły do granic dobrego smaku. Gdyby to było malarstwo, a nie natura, można by wręcz mówić o kiczu. Środa zaskoczyła też przypadkowymi, a wielce miłymi spotkaniami i mnóstwem cennych słów. Ciepłem spojrzeń i uśmiechów. Praskie rozmowy - jak zwykle - owocne.
Dziękuję Ci, Tato, że w mym życiu pojawiły się Środy.

23.03.2009

bez tytułu

są sny nierealne
czasem śnią się nawet na jawie
nierealnie romantyczne
marzenia prosto od wróżki
błyszczą zachęcająco
droższe tym bardziej,
że chce się, by były cenne
unikalne
i wartościowe
potrzeba wtedy eksperta
Rzeczoznawcy idei,
bo co, jeśli się nie opłaci
wymienić na tombak marzeń
solidnego kruszcu
który jest?

21.03.2009

plany

Skończyć transkrypcję Maurycego; przepisać Robsona; zrobić tabelę uwzględniającą "translation shifts"; zeskanować Małgorzatę w obu wersjach, poprawić i zrobić tabelę; znaleźć Bernarda w wersji francuskiej; zeskanować lub przepisać, zrobić tabelę; wybrać narzędzie do analizy; napisać.

W tak zwanym międzyczasie znaleźć chwilkę na tłumaczenie, na uczenie, na byczenie.

No i mieć coś do sprawozdań. Poszukać wydawcy dla tekstu o Małgorzacie. Napisać coś do SŹ, przygotować indeks kodykologiczny.
Ufff.

19.03.2009

święty kobiet

Ten Józef to ma zakobiecone! Wszystkie dziś o nim. Niektóre już nawet wczoraj zaczynały. A ja przez cały dzień próbuję go wyminąć bokiem. Choć to przecież mój ulubiony święty. No ale jakoś nie mogę. I głupio i smutno, ale jak tu się modlić bez wiary? No bo tak strasznie nie chcę znów się poczuć wystrychnięta na dudka. Wolę odpuścić. Ręką machnąć. Przecież to i tak nic nie da. Przecież to już za mną i nie dla mnie. Widać nie dano. Wolę odpuścić niż zaryzykować ten ból, jaki rodzi się we mnie, gdy słyszę (chyba nie trzeba mówić, czyj głos): "no i widzisz? i po co Ci to było? znów Cię zrobili w bambuko."

No więc, Józefie drogi, mój ulubiony święty! Może ja Ci po prostu złożę serdeczne życzenia imieninowe. Łzami pisane. Niech Cię dalej te kobiety hołubią, boś sobie zasłużył. A Ty mnie przytul czasem i uśmiechnij się do mnie księżycem.

obrazek prawie geometryczny

nocny podmuch
pod nieba czarnym lodem
linie nagich drzew
wiatrem w gałęziach roztańczone
ukośnie

mrozu czystość żarliwa
wypala
wycisza
wytrawia

w tak jasnej perspektywie nocy
droga się ściele gładko
ufnie i trwale
ziemia wytraca obroty zawroty
głowy
przed nami prosty horyzont
prosty jak nasze sprawy

i tylko westchnienia wirują
obłoczkami krętymi
zażenowane
w trzeźwym powietrzu

16.03.2009

odpowiadam na zarzut

"Zabawa w poligon" nie jest głosem w dyskusji. "Obrazki" nie służą dowodzeniu ani uargumentowaniu tezy. Uważam bowiem, że pewne tezy nie potrzebują dowodów. Ich prawdziwości dowodzi samo życie. Codziennie i w dużych ilościach. "Obrazki" - jak sama nazwa wskazuje - miały ilustrować. Że dobór obrazków mógłby być trafniejszy? Z pewnością. Takich obrazków są wszak miliony. Ale mnie się akurat wczoraj trafiły te, te więc zapisałam w moim "dzienniczku impresji".

zabawa w poligon

Obrazek pierwszy:
Pod indyjskim słońcem powiewają barwne sari. Ale noszące je kobiety nie spacerują z dziećmi po ogrodach. Tylko wydobywają kilofami kamienne bloki do budowy domów. Bloki, które później zanoszą do siebie na głowie. Ich dzieci spędzają dnie siedząc w kamieniołomach umorusane pyłem. W tym czasie mężczyźni są w barze, albo na przyjęciu zaręczynowym, na którym nie ma żadnych kobiet, bo "u nas się kobiet na przyjęcia nie zaprasza."

Obrazek drugi:
Dwie kobiety w mieszkaniu do remontu rozkręcają i zakręcają śruby, przenoszą ciężkie przedmioty. W tym samym czasie grupa facetów poszukuje swej męskości na survivalowej wyprawie w Puszczy Kampinoskiej.

Obrazek trzeci:
W samotnej, wichurami smaganej latarni morskiej, potwornie pustej i szarej, umysł Mamy Muminka zaczyna dryfować. Mama staje się nieobecna, odchodzi we własny świat, zamyka się we wspomnieniach. Nie ma jej. Muminek zawiera niepokojące znajomości i nie ma nikogo, z kim mógłby się podzielić swymi odkryciami. Dach latarni morskiej przecieka i w izbie trzeba ustawiać kolejne garnki. W tym samym czasie Tata Muminka pisze pracę naukową o tym, czy morze podlega jakimś prawom.

Ostatnio dużo mówiono i pisano o tym, że w dzisiejszym świecie mężczyźni zniewieścieli, że zatracili swe męstwo, tak przecież potrzebne w wojnie, która ogarnia świat. To prawda. Wyciągnięto stąd jednak zupełnie mylny wniosek, że tym, co należy facetom przywrócić, jest siła i odwaga, i że najlepiej im zrobi solidny trening kondycyjny.
Tymczasem od początku świata zawsze jest to samo: mężczyźni są silni i dzielni. Potrafią toczyć bitwy i je wygrywać. Ale nie potrafią dostrzec, gdzie jest prawdziwy front. Dają się podejść Nieprzyjacielowi, którego najlepszą metodą jest po prostu dywersja i podsuwanie Wojownikom złudnych celów strategicznych.

Sporo napisano o tym, że, gdy Wąż kusił Ewę, Adam był nieobecny. Ale czy ktoś się zastanowił, gdzie on wówczas był?
To proste: uprawiał survival w pobliskim lesie, w przewidywaniu wyimaginowanych bitew i niebezpieczeństw.

14.03.2009

Dumezil

"On jest zakręcony" - powiedział Wścieklecichawoda o jednym Mediewiście. Nie przeraził mnie, bo wszyscy w IH są zakręceni. To najbardziej zakręcony instytut, jaki znam. Nieprzerażona poszłam zatem na piątkowe seminarium, na którym było paru "Rzymian" z via Cairioli i okolic. Na seminarium czyta się w zasadzie Miracula Sancti Columbani, ale tym razem była dygresja. Zawarłam przy tej okazji znajomość z pewnym "świętym psem", który - jak wierzyły w XIII wieku wieśniaczki z diecezji lyońskiej - przywracał zdrowie niemowlętom. Rytuał przywracania zdrowia był tak ekstremalny, że niemało niemowląt traciło przy tej okazji życie, ale te, co przetrwały, faktycznie musiały wyrastać na krzepkich ludzi. Pies nosił wdzięczne imię Ginefort. Niestety, kult ten nie przypadł do gustu Stefanowi de Bourbon OP, który ostro się z nim rozprawił, jak sam pisze. Czytanie takich opowiastek dało asumpt do dość daleko posuniętych rozważań w duchu dumezilowskim. Wtedy też pomyślałam o tym, co powiedział Wścieklecichawoda i pomyślałam, że Mediewista nie jest zakręcony. Jest dumezilistą. Pomyślałam również, że ja dumezilistką nigdy nie zostanę.
Czytanie Stefana de Bourbon dało mi też asumpt do poszukania w du Cange'u definicji canis leporarius. Przy tej okazji dowiedziałam się, jak się mówi po łacinie "tresowany pies": canis doctus.
Tyle zabawy w ramach jednego seminarium!

13.03.2009

o Paszczakach i Kunktatorach

No i stanęło na tym, że Organizatorzy, przynajmniej niektórzy, nie będą już organizować Urodzin. Bo nam się znudziło. Bo chcemy wreszcie być zabawiani a nie zabawiać. Co nie znaczy, że w ogóle przestaniemy organizować i urządzać. O nie, nie my, Paszczaki. Bale będą nadal. Teraz pora, by się rozejrzeć za sukniami na stelażach. Barokowych.
A dziś rano obudziłam się w porę, ale nie chciało mi się wychodzić z łóżka. Już w duchu machnęłam ręką na planowane spotkanie z Z., ale gdy po pewnym czasie wygrzewania się w pościeli stwierdziłam, że wciąż jeszcze nie ma ósmej, wstałam jednak i udałam się na drugi brzeg rzeki przekonana, że już za późno i nic z tego nie wyjdzie. A tu proszę: wolne miejsce, jakby specjalnie na mnie czekało. I mogłam porozmawiać z Z. i zastanawiać się potem, czemu nie zrobiłam tego wcześniej. Dlaczego realizację najbardziej zbawiennych planów tak bardzo zawsze odwlekam. Teraz znów doznałam otuchy, jakiej potrzebowałam od tak dawna. Była na wyciągnięcie ręki, ale ja ociągałam się z korzystaniem. Kunktator ze mnie. Paszczak Kunktator.

8.03.2009

co dobrego

Ostatnio Wścieklecichawoda pyta mnie regularnie przez skype'a: "co dobrego?" Zmusza mnie w ten sposób do zastanowienia się, co w tym akurat momencie jest dobre. Czego dobrego właśnie doświadczam. Choć w pierwszym odruchu mam ochotę odpowiedzieć: "nic", to jednak jakaś elementarna uczciwość każe mi się zatrzymać i rozejrzeć. Bo przecież coś dobrego musi być. No i raz było to piękne słońce za oknem, innym razem dobra herbatka, którą właśnie popijałam. Muszę przyznać, że lubię to pytanie. Jest bardzo mądre.
A dziś otrzymałam dobro w postaci życzeń imieninowych od anielskiej pary (no bo jak "anioł nie człowiek" się zakocha, to chyba tylko w anielicy), oraz w postaci życzeń na święto kobiet od Miłego Człowieka. Czegóż chcieć więcej?

*

Wychodzi mi na to, że dobrze jest wtedy, kiedy się wie, że jest źle. A jeszcze lepiej jest wtedy, kiedy się wie, co jest źle. I ma się pomysł, co z tym zrobić, do kogo z tym pójść, gdzie szukać rozwiązań. To już jest dobrze. Bo mnie się zaczyna wreszcie ten puzzel układać. Gdzieś pod szafą, w kłębkach kurzu znalazł się zagubiony dotychczas róg. A bez rogu - wiadomo, ciężko ułożyć. Mam nadzieję, że to róg od tego właśnie puzzla. No to jedziemy z tym koksem: jakiś róg jest, nie ma sensu dalej tracić czasu. To trochę niepokoi. Coś jakby lekki stresik się wkrada. Co z tego będzie? Co będzie dalej? Ja tutaj zacznę sobie na boku uprawiać samotroskę, zajmę się puzzlem swego życia, a przecież nie jestem na świecie sama. Wciąż z kimś krzyżuję słowa i spojrzenia. Może z tego wyjść niezły bigos. Ale trudno, trzeba zaryzykować. W każdym razie dalej być nie może tak, jak było do tej pory. Coś się rozmontowało, coś się rozsypało. Trzeba się tym zająć i mieć nadzieję, że Tata zajmie się resztą. Żeby w zamęcie i zapale nie poranić innych. Zwłaszcza tych sercu bliskich.

5.03.2009

samotroska

Jak Samotraka i Nike z Samotraki...
I coś w tym jest, bo samotroska prowadzi do zwycięstwa. Zadbać o siebie, zawalczyć o siebie. Zająć się sobą. Tak dla odmiany - sobą. Naprawdę. Przestać na siebie krzyczeć, przestać się nad sobą znęcać, mieć dla siebie litość, życzliwość i wyrozumiałość. Mieć dla siebie miłość. Okazać ją sobie choćby czekoladkami. Co z tego, że Post. Właśnie wręcz przeciwnie: niech to będzie post od negatywnego myślenia o sobie; post od stawiania sobie absurdalnych wymagań; post od poświęcania własnego realnego dobra dla wyimaginowanego dobra innych; post od planów minimalnych i od myślenia, że nie zasługuję na nic lepszego.
Okazać ją sobie planując niedzielną wyprawę nad wiślany brzeg i ciesząc się z góry na myśl o tym spacerze.
Niezwykły ten Post w tym roku.

4.03.2009

plusy prób do Triduum

Pierwszym plusem chodzenia na próby scholi przed Triduum jest to, że można w Wielkim Poście śpiewać Alleluja. I przy pomocy innych też utworów radować się ze Zmartwychwstania, choć przecież teraz należałoby o pokucie i umartwieniu myśleć. Ale dla takich specjalnych przypadków jak ja są ulgi.
O czym przekonałam się też w dzisiejszych rozmowach i spotkaniach. To była naprawdę dobra środa, którą kończę przy pysznej herbacie słuchając l'Arpeggiaty.

środa rano

Wreszcie nadeszła środa. Łapię się na tym, że nie mogę się już śród doczekać. A ta zapowiada się wyjątkowo miło, bo oprócz zwykłych środowych zajęć (intelektualnych i duchowych) zaplanowałam jeszcze spędzanie czasu w miłym towarzystwie. A wieczorem zaczynamy próby scholi do Triduum. Czyli gimnastyka gardła na zakończenie dnia. Środa pełna wrażeń i duże dawki samotroski. To czego mi teraz najbardziej potrzeba. Szkoda tylko, że wczoraj nie było widać księżyca z powodu nadmiernej mglistości nocy. Ale pewnie nie można mieć wszystkiego jednocześnie.
Tymczasem wszystkim odwiedzającym życzę Wszystkiego Najlepszego Z Okazji Środy! (czy mnie pamięć myli, czy było coś takiego w Kubusiu Puchatku?)

1.03.2009

spokojnie

nakarmi, nakarmi.
nie ma się czego bać. jestem w Jego ręku:


co nie zmienia faktu, że ciężko zrezygnować z ochłapów i grzebania po śmietnikach.