14.03.2009

Dumezil

"On jest zakręcony" - powiedział Wścieklecichawoda o jednym Mediewiście. Nie przeraził mnie, bo wszyscy w IH są zakręceni. To najbardziej zakręcony instytut, jaki znam. Nieprzerażona poszłam zatem na piątkowe seminarium, na którym było paru "Rzymian" z via Cairioli i okolic. Na seminarium czyta się w zasadzie Miracula Sancti Columbani, ale tym razem była dygresja. Zawarłam przy tej okazji znajomość z pewnym "świętym psem", który - jak wierzyły w XIII wieku wieśniaczki z diecezji lyońskiej - przywracał zdrowie niemowlętom. Rytuał przywracania zdrowia był tak ekstremalny, że niemało niemowląt traciło przy tej okazji życie, ale te, co przetrwały, faktycznie musiały wyrastać na krzepkich ludzi. Pies nosił wdzięczne imię Ginefort. Niestety, kult ten nie przypadł do gustu Stefanowi de Bourbon OP, który ostro się z nim rozprawił, jak sam pisze. Czytanie takich opowiastek dało asumpt do dość daleko posuniętych rozważań w duchu dumezilowskim. Wtedy też pomyślałam o tym, co powiedział Wścieklecichawoda i pomyślałam, że Mediewista nie jest zakręcony. Jest dumezilistą. Pomyślałam również, że ja dumezilistką nigdy nie zostanę.
Czytanie Stefana de Bourbon dało mi też asumpt do poszukania w du Cange'u definicji canis leporarius. Przy tej okazji dowiedziałam się, jak się mówi po łacinie "tresowany pies": canis doctus.
Tyle zabawy w ramach jednego seminarium!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz