18.12.2008

idą święta

No właśnie - cóż za truizm. Idą jak co roku i jak co roku muszę się nad nimi bardzo nagłowić. Rozważania "O wyższości świąt Wielkiej Nocy nad świętami Bożego Narodzenia" prowadzą mnie natychmiast do oczywistego wniosku: Wielkanoc rulez. Bo Wielkanoc to prawdziwe święto. Prastara Pascha upamiętniająca potężną i jakże spektakularną interwencję Boga w ludzkie sprawy. I poranek Zmartwychwstania - jedynego wydarzenia w historii, w którym mogę jeszcze zacumować coś na kształt na nadziei. A Boże Narodzenie? Umowna data przyjęta jakieś 1600 lat temu, by "adoptować" pogańskie przywiązanie do świętowania zimowego przesilenia. I czemu niby miałabym w tym właśnie czasie ubierać choinkę? (I co to w ogóle jest ta choinka? Nota bene coraz mniej przypominająca drzewo, a coraz bardziej świecący stożek.) Gruntownie sprzątać? I spędzać cały dzień w kuchni na pichceniu 12 potraw? Nawet nie znam takiej liczby dań. Co to ma mieć wspólnego z moim wyznaniem wiary? Czy raczej, co to ma mieć wspólnego z moją walką o wiarę? Zaiste prościej by było dać sobie spokój z choinką, sprzątaniem i ucztowaniem. I z gorączką przedświątecznych zakupów.
Ale oto moja landlady powiedziała mi dziś, że ubierzemy sobie choinkę. I pomyślałam sobie, że takie ubieranie bez przekonania może się okazać gestem magicznym. Że im więcej wykonam tych czarodziejskich czynności, tym większą stworzę szansę, by przesilenie zimowe dotarło też do mojego serca. Spróbujemy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz