7.12.2008

najnowsza Musierowicz

Wczoraj przeczytałam Sprężynę. To miło, że autorka dała Tygrysowi takiego fajnego faceta. Śliczna opowiastka w sumie. Pewnie dlatego tak śliczna, bo tak bardzo bardzo nieprawdziwa. Łatwiej chyba uwierzyć w krasnoludki albo w Kod Leonarda da Vinci. Na dodatek prawa narracyjne są tam tak żelazne, że już na trzy strony przed "pierwszym wejrzeniem" było dla mnie jasne, że za chwilę TO nastąpi. Jakbym siedziała w kinie na filmie sensacyjnym, w którym wyraźna zmiana muzyki zapowiada, że za parę kadrów na głównego bohatera wyskoczy zza węgła zamachowiec.
Ale i tak Sprężyna jest dużo lepsza od Czarnej Polewki i od Żaby, w których roiło się od nieprawdopodobieństw nie tylko nieprawdopodobnych, ale na dodatek nieślicznych. No i wreszcie bohater o jakimś NORMALNYM imieniu!
Teraz zmienię nastrój i poczytam Misia Paddingtona. Jak znam życie, wykopię z tej książeczki setkę egzystencjalnych prawd o terapeutycznej wartości.

1 komentarz:

  1. Szkoda tylko, że poszczególne części Jeżycjady są takie krótkie. Tak na jeden kęs. No i że w Sprężynie nie występowała Mama Borejko.

    OdpowiedzUsuń