15.12.2008

po co

Po co ten blog? I co z niego mam?
Już kiedyś o tym było, ale teraz mam więcej przemyśleń, wracam więc do tego pytania, zwłaszcza, że mi je wczoraj postawiono.
Blog to prawie pamiętnik. Prawie, a nie zupełnie. Załóżmy, że na początku zasiadałam do bloga jak do pamiętnika. Z myślą, że i tak nikt tego nie przeczyta. Gdyby to był pamiętnik - faktycznie nikt by nie przeczytał, a ja po dwóch tygodniach pisania zaprzestałabym tej czynności. Ale to nie jest pamiętnik, dlatego ktoś przeczytał, ktoś skomentował. I to zachęciło mnie do dalszego pisania. Oczywiście wstępne założenie jest fałszywe. Od początku wiedziałam, że to blog, a nie pamiętnik, i że ktoś może tu wejść i przeczytać. Dlatego pisałam mając przed oczyma jakiegoś "idealnego czytelnika", że się posłużę pojęciem rodem z narratologii. Od początku więc blog daje to, czego nie daje żaden pamiętnik: potencjalność dialogu. Dzięki temu nie tylko chce mi się pisać dalej. Dzięki temu również moje wyrażanie siebie jest niejako otwarte. Nie zasklepia się samo na sobie, nie zwija jak ślimak. Pisząc o sprawach osobistych do zamkniętego pamiętnika nie miałabym tak naprawdę żadnej motywacji, by starać się jasno i czytelnie werbalizować to, co się we mnie dzieje. Wszak jeśli opowiadam to tylko sobie, to wystarczy system skrótów i półsłówek. Kiedy natomiast mam świadomość, że ktoś może zechcieć to przeczytać, dążę do uporządkowania uczuć i rozmyślań. I powstaje z tego coś na kształt obiektywizacji. Jest rzeczą znaną w psychologii, że nazywanie stanów ducha sprzyja ich "oswajaniu". W ten sposób możemy lepiej zdać sobie z nich sprawę. Każda zaś terapia odbywa się w dialogu. Pacjent nie zostaje sam z sobą i nie wykonuje owego wysiłku nazywania poprzez głośne mówienie do siebie, lecz proces nazywania odbywa się w ramach rozmowy. Jest to nazywanie otwarte i właśnie obiektywne. Nazywanie tak, by zostać przez drugiego człowieka zrozumianym. Tak właśnie dzieje się na blogu: świadomość istnienia potencjalnego intelokutora, czy przynajmniej czytelnika, zmusza mnie do opisywania mojego wewnętrznego świata w taki sposób, by był podzielny z innymi.

Kolejny aspekt bloga odkryłam niedawno. Blog to trochę jak pozostawione informacje o tym, "co u mnie". Do podobnych celów używamy opisów na gg czy skypie. Kto zechce może taką notkę przeczytać i już wie, co u nas nowego (w bardziej lub mniej konkretnym wymiarze). Nawet bez spotykania się czy bezpośredniego kontaktowania (trudno przecież z każdym znajomym z osobna kontaktować się codziennie) rozrzucamy jakby ślady naszych fizycznych lub metaforycznych wędrówek. I czasem dostajemy sygnały, że ktoś te nasze notki zbierał, nasze ślady dostrzegł, a może nawet po nich dokądś dotarł. Kiedy mnie to spotyka, czuję, że dzięki blogowi pozostaję w pewnej dyskretnej łączności. Że bliscy mi ludzie pomiędzy wierszami moich wpisów (które wszak są oględne, bo blog jest publiczny) nie tylko wyczytują moje uczucia, ale też odkodowują konkretne zdarzenia i postaci. Nasze blogi tworzą jakby cieniutką, niekrępującą ale jak najbardziej rzeczywistą, sieć wzajemnej życzliwości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz