5.02.2009

LOTR

Zamiast Biblii czytam Władcę Pierścieni. Z zamiarem skontaktowania się z Tatą tą właśnie drogą. Mało ortodoksyjnie, fakt. Nie będę się do tego przyznawać przed przyjaciółmi z Ordo Praedicatorum, bo się w nich jeszcze duch inkwizycji obudzi i stosy przypomną. A przecież sami obecnie bywają niepokojąco heterodoksyjni. Zresztą nie tylko obecnie. Wystarczy przypomnieć Mistrza Eckharta. Quis inquiret ipsam Inquisitionem? O dominikanach myśleć mi teraz trzeba intensywnie, bo otom znów spóźniona z przekładem. Quaestiones de Potentia Dei czekają.
Ale miało być o Tolkienie. Wczoraj w ramach wieczornej modlitwy czytałam akurat o królu Theodenie. I bardzo stał mi się bliski po tych słowach: "I feel as one new-awakened. I would now that you had come before, Gandalf. For I fear that already you have come too late, only to see the last days of my house." Też często przychodzi mi żałować, że przebudzenie nie nadeszło wcześniej, tylko dopiero teraz, po tylu zmarnowanych latach; teraz, gdy nie bardzo można już liczyć na przyszłość. Ale te ostatnie dni Theodena były wielkie i ważne. I warto się przebudzić, choćby na finał. Sprawić, by finał był naprawdę spektakularny. W ostatecznym rachunku jedynie to się liczy, że zacytuję innego twórcę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz