14.02.2009

święto murarzy

Na mieście zaczęło się "walenie tynków". Na szczęście mogę większość dzisiejszego dnia spędzić w domu, więc uniknę serduszkowej czerwoności na ulicach. Kupiłam sobie natomiast sztuczne rzęsy, by na balu robić za wampa. Ale próba ich przyklejenia nie wypadła zbyt pomyślnie. Na dodatek od tego kleju lepią mi się powieki. Najbardziej przeraziła mnie informacja na opakowaniu, że są to "rzęsy sztuczne ręcznie plecione z naturalnych rzęs"! Mam gorącą nadzieję, że to reklamowa brednia.
A poza tym ferie dobiegają końca. Niebawem trzeba będzie znów zacząć uczyć studentów. Drugi semestr jest zawsze dłuższy, ale jakoś lepiej się go przeżywa, bo przychodzi wiosna i zmierzcha się później. I tym sposobem, ani się obejrzę, jak minie pierwszy rok w nowej pracy. I w nowym mieszkaniu. Pierwszy rok wielu dobrych nowości. Myśl ta uspokaja mnie dziwnie i dodaje otuchy. I coraz jaśniej widzę, czym jest "nadzieja mojego powołania", że pozwolę sobie na przewrotną interpretację Pisma. Coraz jaśniej widzę, że dążę do pełnego uwolnienia serca. Do tego, by moje widzenie rzeczywistości, moje widzenie Prawdy było ostre i zdrowe; żeby nie mąciły go żadne fałszywe podszepty mówiące, iż moja wartość zależy w jakimś stopniu od tego, co myślą o mnie inni. Czy raczą mnie akceptować i kochać, czy też odrzucą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz