22.02.2009

nowe

W roku 1992 usłyszałam po raz pierwszy dysangelię głoszoną w sposób autorytatywny. Usłyszałam i przyjęłam. Choć pełne goryczy było przekonanie, że nie jestem panią swego losu, że nie mam żadnej władzy i nic nie mogę, a wszystko, co mnie spotka, zostało już dawno zaprojektowane, jednak łatwiej mi było się z tym zgodzić niż podjąć się pracy nad sobą i własnym życiem. W efekcie zyskałam 15 lat całkowitego zastoju. I dziś odkrywam z dużym opóźnieniem, jak wiele mogłam była zrobić. Na przykład nauczyć się nawiązywać kontakt wzrokowy. Zwłaszcza z mężczyznami, z którymi mam ochotę zatańczyć.
Od półtora roku uczę się wszystkiego od nowa. Boga, świata i siebie samej. Wczoraj dowiedziałam się na przykład, że mogę naprawdę fajnie wyglądać z włosami uczesanymi w stylu lat 20tych. Nigdy bym nie przypuszczała. A wszystko dlatego, że z tradycyjnym już u mnie perfekcjonizmem w tej dziedzinie, zechciałam być na balu jak najbardziej stylowa. I postanowiłam się poświęcić myśląc: "trudno, najwyżej będę przez miesiąc wyglądać jak głupek, póki mi włosy nie odrosną; czego się nie robi dla sztuki!" A tu, o dziwo, zebrałam naręcze bardzo pozytywnych recenzji na temat mojego nowego looku. Mogę więc teraz wchodzić w Wielki Post z bogactwem niezwykłych doświadczeń.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz