5.02.2009

te role w tym teatrzyku

Dziś dzień pisania. Ale to pewnie dlatego, że czwartek. A czwartek jest po środzie. Wróciła do mnie tematyka odgrywanych w życiu ról i tego pytania, dlaczego gram nie to, co bym chciała? I czy da się to jeszcze zmienić? Rok temu bardzo tego chciałam. Tyle było we mnie determinacji, żeby jeszcze coś uratować. Żeby jak ten Theoden choć na chwilę poczuć wiatr we włosach. Myślałam, że może nie wszystko stracone. Dziś już nie jestem tego pewna. Nie jestem wcale pewna, czy to dobry pomysł z tą próbą zmiany roli. Z wiedźmy na księżniczkę. W tym wieku? I po tym jak się całe życie było aktorką "charakterystyczną". I jak się zna tę rolę na pamięć i na wyrywki. Po czubki palców. Że już nawet przez sen się ją recytuje. No i przecież ona nie jest taka zła ta rola. Całkiem fajna w sumie. Ma się swoje popisowe numery. I jest się cenionym. Czasem nawet ktoś o autograf poprosi. Przecież można było skończyć dużo, dużo gorzej. Więc czemu się oglądać za kanarkami na dachu, jak tu całkiem niezły wróbel w garści?
A przecież wiem, że takie poczucie jest chwilowe. W każdej chwili może się przydarzyć nowy casting. Bo lata latami, ale ja ciągle jeszcze miewam zielono w głowie, aż wstyd. I wtedy znów będzie boleć, cholernie boleć, że nadal ta wiedźma, a nigdy księżniczka. Więc może jednak nie powinnam się poddawać i skoro zaczęłam już chodzić na "warsztaty teatralne", to może lepiej kontynuować?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz