18.07.2008

bez polskich znakow

Dzis bedzie bez polskich znakow, bo juz mi sie zabawa z gwizdkiem znudzila.
Samprasarana nie chce nic pisac na naszym wspolnym blogu, za to na swoim osobistym opowiada ze szczegolami swe doznania wykopaliskowe. Zakonczenie jej wczorajszego posta tak mi sie spodobalo, ze postanowilam je tu wkleic.
Uwaga, Samprasarana pisze:
"I ostatnie slowo na dzisiaj - "noc". Noc oblednie piekna, bo widac gwiazdy i ksiezyc. Noc oblednie piekna, bo nie ma luny od miasta zadnego, tylko na horyzoncie widac swiatla Azowa. Noc pelna zapachu i cieplego wiatru, ktory zdaje sie przenikac calego czlowieka, ktory wlasnie stoi na mostku i wsluchuje sie w grajace swierszcze.Jedna taka noc i przynajmniej czesc powodow, dla ktorych sie tu przyjezdza, wydaje sie jasna :)."

Prawda, ze slicznie?
Nota bene, musze ja zapytac, co to jest "samprasarana", bo zapomnialam. Przy sanskrycie moja pamiec mowi "pas". Pamietam jeszcze, co to jest "visarga", "parasmaipada", "atmanepada" i oczywiscie, co to sa "bahuvrihi", "tatpurusa" i "dvandva". Ale "samprasarana"? Za cholere nie.

Dzis przyjedzie Kasia3. Niestety, nie bede mogla towarzyszyc jej w odkrywaniu Paryza caly czas. Bede musiala jeszcze zajrzec do biblioteki. Homera juz odpuszczam. Zebralam 50 stron roznych cytatow z przejrzanych ksiazek, do tego 4 strony dalszej bibliografi, nie ma sensu szukac dalej, bo nie paru dni, ale paru miesiecy na to potrzeba. Zreszta Homer nie jest na wczoraj, tylko na jutro. Czekal ponad 2 i pol tysiaca lat, poczeka jeszcze.
Na wczoraj sa za to trzy kroniki sredniowieczne, ktore odwrotnie niz Homer wcale nie cierpia na kleske urodzaju w dziedzinie opracowan, ale wrecz przeciwnie, na totalna jalowosc. Ugor, Panie! O takiej "Historiae Hierosolymitanae pars secunda" to chyba od XIX wieku nikt nic nie napisal. W sumie to jeszcze nie jest dramat. Dramat bedzie, jak sie okaze, ze owszem, pisali i to duzo, tylko ja nie umialam znalezc.
A jutro do poludnia zostawie biedna Kasie sama i pojde do biblioteki Richelieu, zeby odwiedzic Jego Ekscelencje biskupa Maurycego de Sully, obecnie obecnego jedynie w postaci pergaminowych rekopisow. Ach, jak jak lubie zasiasc nad trzynastowiecznym manuskryptem. Mam nadzieje, ze jutro nie bede miala przyplywu lez, bo - jak juz kiedys pisalam - pergaminy sa naprawde czule na wilgoc. Dzis jakos oczy mam suche, ale kto wie, jak bedzie jutro.
Moze na duchu podniosly mnie wczorajsze doswiadczenia. Po nocnych rozmyslaniach nad sama soba i nad moim sposobem przezywania relacji, usiadlam do rozanca w intencji Przyjaciela W Tarapatach.
Jakie to jest piekne: modlic sie za kogos i samemu zostac obdarowanym. W czasie tego rozanca fenomen odrzucenia bedacy zrodlem moich cierpien zaczal mi sie jawic w zupelnie innym swietle. Jako rodzaj bolesnego, ale koniecznego doswiadczenia, bez ktorego nie potrafilabym nigdy stanac na wlasnych nogach, prosto. Bez ktorego wciaz zylabym uczepiona kogos, lub pelzala zebrzac o wzgledy. To "widzenie" zaowocowalo wierszem, ktory sobie teraz wisi na forum Zatoki i prowokuje dyskusje o rozumieniu, badz nierozumieniu kobiet.
"Wyprostuj sie" slysze w glowie i choc prostowanie wymaga przezwyciezenia oporu, jaki stawia strach, chce sie prostowac. Zeby przestac sie bac.
Czy to jest Twoja odpowiedz, Tato? Czy to znaczy, ze pukanie skutkuje? Ze chcesz mi wlasnie pokazac, jak mam zmienic "strategie"? Ufam, ze o to chodzi.........

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz