7.07.2008

Paryż nade mną pracuje. To małe Wielkie Miasto jest naprawdę zadziwiające. Niby można je przejść wzdłuż i wszerz w jeden dzień, a jednak, żeby zobaczyć wszystko, co jest naprawdę do zobaczenia na jednej ulicy, trzeba czasem tygodnia. Niby tak tu pełno ludzi, a sprzedawcy - tam, gdzie jeszcze są sprzedawcy, a nie maszyny, na przykład w piekarniach - uśmiechają się i miło zagadują. A jednak w żadnym innym mieście nie czułam się tak rozpaczliwie samotna.
No - prawie samotna, bo przecież jest Tata. Choć wciąż nie wiem, Kim On właściwie jest, ale Jest coraz wyraźniej.
Ta paryska samotność potrafi być terapeutyczna. W tym małym wielkim mieście wszystkie moje ważne sprawy stają się jakieś takie znikome. Wszystkie moje potwory gubią mnie w tłumie. Wszystkie Sprawy Nieuniknione unikają. I chwilami udaje mi się nawet zaśmiać samej z siebie.
A propos kupowania od maszyn, to dziś na poczcie kupiłam od jednej maszyny znaczki. Mam nadzieję, że listy dojdą. Jutro znów biblioteka i znów Homer. A wieczorem będzie impreza i spécialités z Martyniki. Jeśli to przeżyję, to opiszę wrażenia...

1 komentarz:

  1. Składam zamówienie na list z Paryża... ze znaczkiem koniecznie:)

    Wiesz, jak otworzyłam kilka godzin temu Twojego bloga, tak nie mogę go zamnknąć. Już nie czytam, a nie mogę zamknąć. Hm, czyżby to niemożność nabyta...na skutek Twoich łez..Ja po prostu nie wiem co mam Ci napisać Beatko. Bo strasznie chciałabym Ci coś napisać i cholerna bezradność mnie ogarnia. A głupio tak przeczytac Cię i zamknąć za pomocą krzyżyka (w prawym górnym rogu oczywiście):)
    Siedzę więc, gapię sie w te białe znaczki na żałobnym tle i nic. Myślę sobie...przycupnęłąś na tych czarnych stronach i pewnie puszczasz do mnie oko.
    Zastanawiam się czy teraz się uśmiechasz, czy płaczesz...
    Ech, Poszukiwaczko pereł...
    Najtrudniej znaleźć te, które są ukryte w nas.

    Ściskam Cię mocno bardzo!

    OdpowiedzUsuń