20.07.2008

Wygląda na to, że Paryżanie chyba wreszcie uświadomili sobie, jak mało w ich mieście zieleni. Od mojej ostatniej tu wizyty pojawiło się sporo nowych ogrodów zwanych "efemerycznymi". Na dawniejsze place lub inne puste przestrzenie zrzucono ziemię, położono trawę. Gdzieniegdzie ustawiono plastikowe zbiorniki napełnione wodą, a w nich umieszczono szuwary i inne roślinki.
Przerobiono Tuilerie. Dawniej siadało się na metalowych krzesełkach pod drzewami. Teraz siada się na trawnikach w cieniu przyciętych pod linijkę żywopłotów. Prawdziwy ogród francuski.
Zwiedzanie miasta z kimś jest nie tylko przyjemne, ale również owocne. Można zobaczyć miejsca, których się wcześniej nie oglądało. Na przykład "Areny Lutecji', czyli pozostałość po starożytnym amfiteatrze.
Na mszy byłyśmy u Wspólnot Jerozolimskich. Piękna liturgia i atmosfera modlitwy, dość tutaj rzadka, sprzyja rozmowie z Tatą. Zwłaszcza, gdy wciąż ma się do Niego tyle pytań. Bo prostowanie się nie jest proste. Choć ostatnio udało mi się dwa razy. W dwóch sytuacjach, które normalnie powinny obudzić we mnie panikę i wywołać to przykre uczucie stresu zawiązującego mój żołądek na supeł. Zamiast tego było coś, co chyba muszę nazwać wolnością. To jakby pierwsze małe kroczki. Po nich będą następne, czuję to. Jakby zza jakiejś zasłony lęku dochodzi mnie głos Taty: "Surge!"
Surge columba mea, surge formosa mea
Wstaję, Tato. Wstaję i idę...

1 komentarz:

  1. Beata, ja nie wiem, czy to o to chodziło w Twoim blogu, ale - świadomie czy nie - mnie także "niesiesz". Parafraza do słów Pawła, że wielokrotnie przez Przyjaciół z Zatoki "był noszony". Mam nadzieję, że mimo wszystko nie czujesz mojego ciężaru na plecach;) Tak czy inaczej modlitwą jestem z Tobą bardzo...

    OdpowiedzUsuń