26.07.2008

ŚRODA

Lotnisko. Odprawa za pół godziny. Miałam nadzieję, że zabiję nadmiar czasu podłączając się do netu. Niestety, tutejsze hotspoty, choć podpisane "a votre disposition" nie są darmowe. Trzeba mieć abonament w telefonii komórkowej. No tak. Czego się spodziewałam po Francuzach? Samolot ma odlecieć o czasie. Tak informują nas napisy na elektronicznych tablicach. Dla mnie w praktyce oznacza to, że nikt nie pomoże mi taszczyć bagaży. Mam za swoje: było nie brać tylu ciuchów do tego miasta. Rozważania na temat zapachów powracają, gdyż Issey Miyake wydał nową sezonową odmianę swojej słynnej Eau. Przepiękny zapach, ale niestety tylko w wersji "wody letniej", a więc niezbyt trwały. No i znów nie zdecydowałam się na żadne perfumy. I niech tak zostanie. Siedzę więc na lotnisku i dziwuję się ludziom, którzy już się ustawili w kolejkę, choć bramka jeszcze zamknięta, a każdy przecież i tak ma już bilet i miejsce. Właśnie jakaś pani koło mnie zwróciła się do stojącego w ogonku współpasażera ze słowami: "Panie Andrzeju, Pan trzyma dla mnie kolejkę." Oto kolejny dowód, jak bardzo my Polacy mamy mentalność kolejkową. Jak ustawi się trzech gości, to natychmiast cały tłum odczuwa palącą potrzebę ustawienia się za nimi. Czuję że sama muszę walczyć z jakąś wyższą i irracjonalną siłą, która wypycha mnie z krzesła, by też się ustawić. Co chwila sobie powtarzam, że wygodniej jest siedzieć niż stać i że wchodząc jako ostatnia do samolotu nastoję się najmniej z nich wszystkich. Miejsce mam przy oknie i jak tam wejdę, to dwie osoby będą musiały wstawać, żeby mnie przepuszczać. No to sobie wstaną. A ja sobie tymczasem posiedzę. W podręcznym bagażu topi mi się czekolada. Nie mam nic do czytania. W domu będę późno, a jutro z samego rana trzeba wyruszać dalej. A jeszcze przecież trzeba będzie zamieścić ten tekst na blogu.

A propos bloga i jego przydatności, to dziś z lektury "Lacrimis scripta" oraz "Myśli zakurzonych" dowiedziałam się, że Samprasarana wróciła z wykopków. Wielce mnie to cieszy, choć zobaczę ją dopiero w sierpniu. Ale to w sumie niedługo.

Oczywiście, moja droga Zmiano-Z-Półsamogłoski-W-Samogłoskę, że "ta" Ci wybacza. W ogóle, to ja Ci niczego nie mam za złe. Wiesz przecież, że mam do Ciebie słabość i wybaczyłabym Ci wszystko.

Ja tu sobie piszę w najlepsze, a atmosfera tymczasowości w kolejce się wzmaga. Mamy niby startować za 20 minut, a jeszcze nie zaczęli wpuszczać. Temperatura rośnie, czekolada topnieje, a ja się w duchu modlę do Taty, by opóźnił wylot. Zdarza mi się to w moim podróżniczym życiu po raz pierwszy. Hmmmm gdybym teraz gdzieś się zadekowała, to zważywszy, że jestem po odprawie bagażu, samolot raczej by beze mnie nie odleciał. Pytanie, czy chcę ryzykować, że polscy kolejkowicze rozerwą mnie na strzępy, jeśli spowoduję opóźnienie wylotu. Wydaje mi się, Tato, że jeszcze nie jestem na tyle "wyprostowana", by móc wykręcić taki numer.

No i co ja będę robić w tym samolocie? Może by się tak pomodlić? Dla odmiany? W końcu tam wysoko można sobie wyobrażać, że jest się bliżej Taty, że myśli lepiej się niosą po chmurach.

No a tymczasem mogę sobie pisać. Właśnie się okazało, że samolot, który stał za szybą, to nie był nasz. Nasz dopiero teraz przyleciał z Polski. Kolejne minuty zeszły nam na obserwowaniu wychodzących zeń pasażerów. Kolejkowicze próbują wzrokiem zaczarować rzeczywistość, by przyspieszyć bieg spraw. Nie dziwię się: pewnie ich już nogi bolą od stania w tej kolejce. A mogliby siedzieć. Trochę dalej od bramki jest pełno wolnych miejsc. Ale żaden prawdziwy kolejkowicz nie opuści swojej wywalczonej pozycji. Ja w przeciwieństwie do reszty pasażerów próbuję zaczarować rzeczywistość w odwrotną stronę, ale jestem sama przeciw tylu bolącym nogom.

No dobra. Powoli zbliżam się do końca tego tekstu. Zaczęli nas wpuszczać, spóźnienie mamy za małe jak na mój gust, a kiedy przepłynie kolejka, będę musiała zamknąć laptopa i skierować się do samolotu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz