26.07.2008

PIĄTEK

Gdzie jestem? Najwyższy czas odpowiedzieć na to pytanie. Otóż jestem w zabitej dechami podwarszawskiej dziurze. Najbliższy sklep oddalony jest o jakieś trzy kilometry, najbliższy przystanek komunikacji o jakieś siedem. Zostałam tu zaproszona na rekolekcje, które zupełnie mnie nie dotyczą. Przyjechałam, by służyć jako tłumacz dla dwóch francuskich uczestniczek tego turnusu. Przyjechałam, bo nie umiałam odmówić. A przecież nie tędy wiedzie moja droga. Przepraszam Cię, Tato, za ten kolejny przejaw "niewyprostowania". A w zasadzie to siebie powinnam za to przeprosić, bo nie Tobie, a sobie wyrządzam tym szkodę.

Coś jednak i w tej szkodzie można zyskać. W czasie posiłków czytają tu książkę o św. Józefie. Mój ulubiony święty! Od czasu, gdy przeczytałam genialny wierszyk Andrzeja Bursy zaczynający się od słów:

Ze wszystkich świętych katolickich

najbardziej lubię świętego Józefa.

Bo to nie był żaden masochista

ani inny zboczeniec,

tylko fachowiec: zawsze z tą siekierą...

Od czasu, gdy przeczytałam ten wiersz, zaczęłam się naprawdę zaprzyjaźniać z Józefem, którego życie było proste jak gwóźdź i młotek. I bezpretensjonalne. Nie stworzył żadnego systemu, żadnej tak zwanej "duchowości". Po prostu był wierny i robił, co do niego należało. Dziś w ramach tej uroczej lektury usłyszałam o nim ciekawe zdanie. Ktoś ponoć kiedyś powiedział, że Józef, nawet gdy adorował Jezusa w stajence, myślał o tym, jak załatać dziurawy dach. Po prostu fachowiec. Fachowiec od ciesiołki lub stolarki. Jakoś do końca nie wiadomo: jeśli był cieślą, parał się grubszą robotą, solidną i wytrzymałą, jeśli stolarzem - musiał być finezyjny i mieć poczucie piękna. Gdyby tak życie wziąć w ręce, jak cieśla lub stolarz bierze kawał drewna. Robota czeka, trzeba zakasać rękawy i zaczynać w imię Boże. A moje życie to wciąż nietknięty pniak. Stoję nad nim latami, bo wciąż boję się porządnie zamachnąć siekierą. Wciąż myślę, że coś spartaczę i Tata się obrazi. A wygląda na to, że najgorsze to właśnie nic nie robić. Jeśli coś obraża Tatę, to nie to, że stół wyjdzie koślawy, ale to, że wciąż zamiast stołu jest tylko surowa kłoda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz