11.06.2009

Boże Ciało

To dziś. A ja zamierzam tak ustawić sobie dzień, by uniknąć procesji. Mam awersję do religijnych masówek. Mam ją ostatnio dość mocno. Tym dziwniejsze, że właśnie w czasie tej awersji przyszła mi do głowy myśl, by się w tym roku wybrać na pielgrzymkę.
A przecież na obecnym etapie mojego "życia duchowego" (o ile w ogóle takie mam) nie czuję żadnych zupełnie związków z Matką Bożą. Niewykluczone, że wynika to z całego niemiłego kontekstu, jaki towarzyszy dla mnie słowu "matka". Może pomoże, jeśli zacznę o Niej myśleć raczej jako o zwykłej Dziewczynie z Nazaretu, która miała bardzo trudne życie. Tak chyba lepiej. Ale tam, w Częstochowie, Ona występuje w całej aureoli zranionego macierzyństwa. Zranionego w obronie Dziecka. Fajnie by było uwierzyć, że również w obronie dziecka. Przez małe d. I fajnie by było poczuć się tym dzieckiem - bronionym do krwi.
Wracając do głównego nurtu rozważań: dziwne mi się wydaje, że mając awersję do religijnych masówek, nie czując więzi z Matką z Jasnej Góry i będąc pełną nieufności do osób duchownych (to z kolei wskutek zbyt długiego przebywania w sekcie) mam pomysł, by iść na pielgrzymkę.
A pociąga mnie w tym pomyśle głównie słowo "iść". Założyć buty i plecak i wyruszyć. Mam też nadzieję, że w dominikańskiej grupie ciszy znajdę sobie taką pustelniczą przestrzeń dla samej siebie i swojego iścia.

3 komentarze:

  1. A nie myślałaś o adopcji prawdziwego małego dziecka? Może nie kłóciłoby się z ewentualnymi planami dotyczącymi własnej rodziny (nigdy nic nie wiadomo).
    Pomoc i macierzyństwo w jednym.
    Lepsza sama mama niż dom dziecka.

    A mama bez taty bywa przepiękna. Wiem.

    OdpowiedzUsuń
  2. drugikoniecswiata11 cze 2009, 21:49:00

    Ad dziecko - ja myślę, że każde jest przez duże D.

    Ad pielgrzymka - tak, to chodzi o drogę.

    Ad Matka Boska - nie dziwi, mnie na przykład nie dziwi: tuptałam do niej trzy razy i dopiero za trzecim poczułam w Częstochowie radość w miejsce obrzydzenia. A całkiem niedawno, przejazdem w Częstochowie na okoliczność correspondance pour Żarki, w moim obecnym stanie (nie)wiary nie potrafiłam oprzeć się pokusie pobiegnięcia do niej cwałem przez całą Aleję. Uklęknęłam przed obrazem i poczułam dziwną radość i wzruszenie: że jednak coś z dawnej mnie pozostało,i że to coś mieści się w tym nowym czymś, co się w międzyczasie urodziło. Choć zupełnie inne miejsce w nim zajmuje.

    Ad dominikanie - choć ich nie lubię na wszelki wypadek, w grupie ciszy ciszę znajdziesz. Myślę sobie, że to jedyna forma pielgrzymki, którą jeszcze byłabym w stanie przeżyć. Nie znajdziesz za to ciepła witających na noclegu gospodarzy - bo spanie w szkołach. Ani wspolnego stołu, jak w mojej biało-żółtej. Ale o to przecież mamy się nie martwić.
    Ad droga - są też inne szlaki. Ja wybieram się do Santiago, choć jeszcze nie dziś. Można przejść szlak św. Jakuba w Polsce. Mniej tłocznie.

    Ad adopcja - adoptowanie dziecka przez samotną mamę w Polsce graniczy z cudem. Niestety. Adoptowanie małego dziecka przez samotną mamę w Polsce chyba już cudem jest. Problemem dzieci w Polsce nie jest brak rodziców starających się o adopcję; po małe dzieci ustawiają się kolejki. Problemem jest nieuregulowana sytuacja prawna dzieci przebywających w domach dziecka. Drugie pytanie, to czy dla wszystkich dzieci przebywających w domach dziecka adopcja jest najwłaściwszym rozwiązaniem. Polecam genialną książkę "Domy na piasku" - dość brutalnie burzy ckliwe stereotypy na ten temat.

    OdpowiedzUsuń
  3. drugikoniecswiata11 cze 2009, 21:53:00

    PS zapytałam dziś złośliwie mojego tatę, czy już był na procesji. "nie, ale procesja była u mnie" odpowiedział sprytnie. "e, tyle to wiedziałam, przecież co roku jest...". A potem doszliśmy do wspólnego wniosku, że z pewnością z okna dużego pokoju słychać było więcej i lepiej, niż na dole w tłumie. tak jak co roku. odkąd na własne życzenie przeżyłam mszę na błoniach w 2002, żadna siła mnie już w takie miejsce nie zaciągnie. dlatego i moją wielką Drogę kombinuję samotną.

    OdpowiedzUsuń