23.06.2009

ćwiczenia z podnoszenia ciężarów

Przeprowadzanie sędziwej osoby (nie przez ulicę, ale z mieszkania do mieszkania) pod jej nieobecność jest zajęciem nieco frustrującym. Zwłaszcza, gdy osoba należy do psychogatunku "chomików" i posiada na przykład trzy olbrzymie wory włóczek kupowanych w ciągu ostatnich kilku dekad i nigdy niewykorzystanych w celach dziewiarskich. Osoby od lat nikt już nie widział z drutami w ręku i pewnie nie zobaczy, bo ostatnio osoba zajmuje się wyłącznie haftowaniem, a włóczki znalezione w jej szafach są za grube, by wykorzystać je w hafciarstwie. Normalnie już dawno bym te zapasy wyrzuciła. Mało co bowiem przynosi mi taką satysfakcję jak cykliczne wyrzucanie części nagromadzonych rzeczy. Widok przerzedzonych półek w szafie napełnia mnie radością. Tego się jednak zrobić nie da, gdyż inkryminowana osoba jest do swoich zapasów przywiązana. Niestety. Na szczęście przegląd zawartości szafek kuchennych dał dużo weselsze rezultaty, gdyż można było nie pytając umieścić w śmieciach dwa worki różnych różności, które producent opisał jako nadające się do spożycia najlepiej przed końcem roku 2000 lub 2002. Dziś ekipa przeprowadzkowa przerzuci parę mebli i od jutra mogłabym się czuć już mieszkanką nowego miejsca, gdyby nie to, że jutro zamieszkam pewnie na jedną noc w Krakowie. A tak w ogóle to uznam swój nowy dom za w pełni zaanektowany, kiedy przeprowadzę tam mojego kota. Mam nadzieję, że nastąpi to w weekend. Póki co spaceruję między dwoma lokalami i śmietnikiem przenosząc różne rzeczy. Pakowanie we wszystkich tego słowa znaczeniach.

6 komentarzy:

  1. włóczki się nie wyrzuca, tylko co najwyżej oddaje :> wyrzucanie też musi mieć granice :)

    OdpowiedzUsuń
  2. no właśnie... szkoda włóczki, no chyba że nadgryziona przez mole;)

    No i pozdrów ode mnie Kraków kochany!!

    OdpowiedzUsuń
  3. drugikoniecswiata23 cze 2009, 12:02:00

    jej, kobieto, ile bierzesz za godzinę przerzedzania chomiczych szaf?????

    ja mam pudełko z aksamitkami. własonręcznie kupionymi, pozwijanymi równiutko, we wszystkich rozmiarach i kolorach tęczy. gdy mama,, ktora też aksamitki lubi, pyta się mnie logiczine, po co mi one, odpowiadam zgodnie z prawdą: LUBIĘ JE MIEĆ.

    Ale jeśli nie przestanę lubić mieć tego wszystkiego co mam, niedługo utonę. samodzielne wyrzucanie zachomikowanych skarbów jest procesem dlugim, bolesnym i nieefektywnym. chętnie przyjmę pomoc, choć nie obiecuję, że nie będę wierzgać i tupać :)

    PS to jaki teraz będzie azymut na twojego kota?

    OdpowiedzUsuń
  4. No właśnie, gdzie mam od teraz machać, przejeżdżając? Tak orientacyjnie chociażby (i dzięki za wczorajsze wsparcie raz jeszcze)?

    OdpowiedzUsuń
  5. 1. Używam słowa "wyrzucić" w znaczeniu "wyrzucić z moich szaf". Jeśli coś jest dobre i komuś się może przydać, to wyrzucenie polega na oddaniu w dobre ręce. Choć czasem wystawienie pod śmietnik podobnie skutkuje. Wystawiłam na przykład całkiem dobrą szafkę na buty. Zniknęła w ciągu kwadransa.
    2. Ja już samprasaranie obiecałam pomoc przy pozbyciu się chomiczych zapasów. Mogę i DKŚ :)
    3. Wracam na swoje stare miejsce, czyli Saską Kępę (jak ja wytrzymam bez śródmiejskiego gwaru?!). Będę mieszkać niebezpiecznie blisko mojej rodziny, ale mam nadzieję ich wszystkich spacyfikować.

    OdpowiedzUsuń
  6. drugikoniecswiata24 cze 2009, 20:24:00

    to ja chcę. ale będę wyła, jak u dentystki, chyba że mnie sprawnie i niepostrzeżenie znieczulisz :)

    OdpowiedzUsuń