8.06.2009

być czy robić

Rozfilozofowałam się. Ta konwencja wydała mi się najlepsza, by opisać to, co mnie gnębi we mnie samej. I w skrócie brzmi to tak, że nie potrafię sobie poradzić z oddzielaniem istotowego od przypadłościowego. Być od robić. Tak dalece uwierzyłam, że moja wartość zasadza się w tym drugim, że boję się przestać robić, bo wtedy zniknę. W oczach innych, a przez to w moich własnych - bo siebie umiem widzieć tylko przez to lusterko. Cierpią wskutek tej przypadłości wszystkie moje relacje. I ja cierpię - bo sama już nie mogę wytrzymać ze sobą w ten niezdrowy układ zaplątaną.

1 komentarz:

  1. Ja myślę, że wash&go, każde w swoim czasie. Marta i Maria, stara historia.

    W czytanych ostatnio "śmiertelnych nieśmiertelnych" Kena Wilbera (niestety z pominięciem co mądrzejszych kawałków o filozofii itp) Treya pod koniec życia dochodzi do stanowiska, że działanie to pierwiastek męski, bycie - żeński. Żeby odnaleźć w sobie ten drugi pod wpływem snu zmienia imię (wcześniej nazywała się Terry), choć zabieg ten zawsze wydawał jej się groteskowy. Szuka radości w tworzeniu rękami, nie tylko intelektem. Ale i nie zabija starej siebie. Dopiero razem prowadzą do pełni.

    Becalmo becelem Elohim bara oto; zachar unekewa baraam. Na obraz swój na obraz Bóg stworzył go; męskim i żeńskim stworzył ich.

    OdpowiedzUsuń