14.04.2009

3 w 1

Wczoraj wracając od Predykantów z Freta odkryłam, że mój ulubiony czarny kotek, który zawsze przebiegał mi drogę mniej więcej na wysokości muru getta, jest trzema czarnymi kotkami. Czytelnicy mogą sobie w dowolnym zupełnie kierunku snuć rozważania wokół tego faktu: metafizycznie, matematycznie i jak im się podoba. Ja w każdym razie zrozumiałam, dlaczego zawsze w tej uroczej okolicy szczęście uśmiecha się do mnie pod tą kocią postacią.
A tymczasem święta dobiegły końca i jesteśmy w Oktawie. Coraz większymi krokami zbliżają się wakacje, które chyba przyjdzie mi spędzić w mojej ulubionej stolicy (i nie będzie to Rzym) w towarzystwie Maurycego de Sully. W sumie czemu nie. Warszawa jest wspaniała latem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz