3.04.2009

post jak nie post

Ten Wielki Post był (już dobiega końca) jakiś inny. Mało w nim miałam smutku, głodu i trwogi. Dużo spokoju, nowych natchnień. Dużo bliskości. Dziwuję się temu wszystkiemu, nie bardzo rozumiem, w czym rzecz i chyba czuję się tak, jakbym znów się przepoczwarzała. Już mi się zdarzały takie "zakręty", gdy miałam wrażenie, że wszystko się zmienia, a głównie, że zmieniam się ja. Myślałam wtedy o sobie jak o wężu zrzucającym starą skórę. I choć za każdym razem przeżywa się to jakoś inaczej, to chyba właśnie to przytrafia mi się po raz kolejny. To banał, co powiem, ale życie naprawdę jest pełne niespodzianek. Dobrze wiedzieć, że coś, co wyglądało na impas stało się bramą do nowego wymiaru. I dobrze stojąc na progu poczuć wiatr w skrzydłach i usłyszeć zaproszenie do lotu w księżyc.
Od jakiegoś czasu sama siebie zaskakuję, samej siebie nie poznaję. I cieszę się z tych zmian, bo wygląda na to, że są pozytywne. Inaczej nieco mówię i chodzę. Gdzieś odeszły dawne napięcia towarzyszące mi przez całe życie. Jak tak dalej pójdzie, to niebawem zacznę mówić, co myślę. Może nawet ośmielę się myśleć to, co chcę. I robić zacznę....
Stop! Nie posuwajmy się za daleko. Nie od razu w każdym razie. Może kiedyś zostanę prawdziwą Małą Mi, ale - jak mówią Francuzi - c'est pas demain la veille.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz